piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 4

Obudziłyśmy się trochę po jedenastej. A konkretnie obudziły nas zapachy gotującego się zapewne obiadu.
Niechętnie wyszłam z ciepłego łóżka i podeszłam do okna. Zwinęłam siwe rolety, po chwili słońce wleciało śmiało do pokoju oślepiając mnie jak i Hailey która automatycznie mruknęła. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. Miała bez wątpienia kaca. Zapach dochodzący z dołu nie pozwalał mi się na niczym skupić. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam z szafy czarny T-Shirt z szarym nadrukiem, jasne podarte jeansy i bieliznę, następnie weszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek.
-Wstawaj!- Rzuciłam w przyjaciółkę pudełkiem aspiryny. Dziewczyna jedynie jęknęła z bólu jaki jej sprawiłam głośnym krzykiem...i zapewne pudełkiem leku który trafił ją w głowę.- Czekam na dole pijaku.
- Dzień dobry.- Powiedziałam do taty, wchodząc do kuchni.- Co tam robisz?
- Ryż z warzywami. Twoje ulubione.
-O jaaaa!- Pobiegłam do taty niczym na obcasach i przytuliłam.- Kiedy gotowe?- Spytałam nie wiedząc czy jest sens robić jakieś późne śniadanie.
- 15 minut.- Wskazałam "okejkę" po czym nalałam wody do szklanki i postawiłam na stole czekając na przyjaciółkę. Jakiś czas później zeszła. Widząc przezroczystą ciecz od razu otworzyła pudełko z lekiem wrzucając dwie tabletki które po chwili zaczęły musować. Biedna złapała się za głowę. Dźwięk smażonych warzyw i mięsa sprawiał jej ból. Nie powiem rozbawił mnie ten widok. Odrazu przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Trzeba odebrać auto. No i dzisiaj jadę z Justinem na te wyścigi. Wcale mi się nie chciało. Ale może wydarzy się coś ciekawego? Od czasu mojego przyjazdu nie miałam okazji pobyć tylko z tatą. Obejrzeć filmy, obejść się popcornem, pogadać na dziwne tematy, albo wyjść na zakupy. Te ciuchowe. Te w których córki przymierzają ciuchy a ojcowie decydują i płacą. Brakowało mi tego. Mam nadzieję że najbliższe dni będę mogła poświęcić właśnie tacie.
Nasze leżakowanie w salonie przed telewizorem przerwał charakterystyczny dźwięk smsa
OD: Justin
Mam nadzieję że nie zapomniałaś o dzisiejszym wyścigu. Będę po ciebie o 20:00. Do zobaczenia Shawty.
Shawty...lubił tak do mnie mówić. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, a nawet...było to całkiem urocze.
-Kto to?- Spytała blondynka.
-Justin...napisał, żebyś nie zapomniała o aucie.- Skłamałam. Nie chciałam jej oszukiwać ale nie mogę jej ze sobą zabierać. Ona jest typem imprezowiczki. Kto wie jakby to się skończyło.
-Cholera!- Dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Obiad!- Chwilę później zawołał tata.Ucieszyłam się. Strasznie lubiłam to danie. Było idealne! Nie czekając na przyjaciółkę wybiegłam z pokoju, parę sekund później siedziałam już przy stole. Moje zachowanie przypominało 5 latka, ale tata uśmiechnął się szeroko, przez co nie czułam  się niepewnie ani trochę.
~*~
Dochodziła piętnasta, nie mając pojęcia co robić postanowiłyśmy pójść na plażę. Do zachodu jeszcze kilka godzin, ale to nas nie zatrzymuje. Pobiegłam do pokoju spakować potrzebne rzeczy i przebrać się w krótkie spodenki. Wychodząc powiedziałam tacie gdzie idziemy, oraz że wychodzę z Justinem o 20 i będę u niego spała. Nie miał nic przeciwko, jednak wiem, że wolałby spędzić ten czas ze mną. Też bym w sumie tak wolała, jednak nie wypada odmówić.
Na plaży było prawie pusto, na prawo grupka studentów rozpaliła ognisko, słychać było muzykę i głośne śmiechy. Widać dobrze się bawili. Na lewo zakochana para szła wzdłuż brzegu, gdzieś dalej jakaś pani bawiła się z psem. Usiadłyśmy "na tyłach" plaży, nie rozmawiałyśmy. Po prostu patrzyłyśmy się tępo na ludzi, morze, mewy, popijając mrożoną kawę za 3 dolary, kupioną w barze na plaży. Bawiłyśmy się piaskiem jak małe dzieci.
-Pamiętasz tamte klify?- Hailey przerwała nam tę ciszę. Wskazała na strome klify po prawej stronie. Skakał z nich jakiś chłopak.- Też tak skakałyśmy. Wtedy o mało co się nie zabiłam- Zachichotała cicho. Przytaknęłam jedynie na słowa blondynki.
-A pamiętasz tam- wskazałam na lewo- Kiedyś były tam konie. Zawsze kiedy tu przychodziłyśmy, wypożyczałyśmy dwa, ja czarnego, ty białego. Zawsze. Szkoda że już ich nie ma.- Teraz Baldwin przytaknęła. Siedziałyśmy tak wspominając nasze dzieciństwo. Kiedy Ley budowała babki z piasku a Justin je zdeptał. Hailey płakała, a ja goniłam Biebera. W końcu sam się przewrócił a ja włożyłam mu garść piasku do buzi.
To były cudowne czasy, szkoda że już nie wrócą.
Godzina wskazywała 19:17. Musiałam wracać żeby zdążyć na czas. Co prawda przebierałam tylko spodenki spowrotem na poprzecierane jeansy i ewentualnie poprawię makijaż i kucyk. Znając mnie wyrobię się idealnie na przyjazd Justina. Wstałam więc i otrzepałam się z piasku.
-Sorka...- powiedziałam czując na sobie ciężar i ciepło innego człowieka.
-Spoko.- Był to przystojny, wysoki brunet. Mam wrażenie że już go kiedyś spotkałam.
-Ummm...czy my się kiedyś  nie...
-Imprezka u Biebera? -Przerwał mi. Miał delikatny głos jak na faceta, ale pasował mu.
-A...może- zmrużyłam oczy chcąc przypomnieć sobie tamten wieczór.
-Jestem Tyler. -Chłopak podał mi rękę.
-Malia- Odwzajemniłam uścisk.- Jesteś w tej jego grupce?- Powiedziałam prosto z mostu, ale chyba nie przeszkadzały mu moje bezpośrednie pytania i wypowiedzi.
-Tak. Jestem jednym z ośmiu.- Zaśmiał się cicho. Kolejny wydaje się być w porządku.-Dzisiaj jest wyścig. Będziesz?- modliłam się żeby Hailey tego nie słyszała. Odwróciłam się dla bezpieczeństwa. Dziewczyna stała przy barze uważnie mnie obserwując.
-Tak...właśnie idę się szykować. A ty będziesz?- Czułam się jakbym rozmawiała ze starym znajomym.
-Zawsze jestem.- Odpowiedział. Cały czas się lekko uśmiechał, patrząc mi głęboko w oczy.-W takim razie..do zobaczenia.- Przytaknęłam jedynie i razem z Baldwin ruszyliśmy do domu.
-Kto to był? Idziesz gdzieś dzisiaj?- Zadawała pytania jedno po drugim.
-Tak, kolega Justina, tak wychodzę.
-Gdz...
- Do Justina. Ty idziesz ze mną, ale ja zostaję.- Odpowiadałam zanim skończyła a nawet zaczęła pytania.
-Po...
- Ty odbierasz auto, ja wychodzę z Justinem.
-Dlaczego...
- Bo chcę z nim pogadać na sama wiesz jaki temat.- Znowu skłamałam. Gdybym powiedziała jej o wyścigu pewnie wkręciłaby się jakoś i nie dawała spokoju do końca życia.
-Ughh...znowu zawracasz mu dupę, zamiast cieszyć się powrotem. Dziewczyno wyjdźcie gdzieś i spędźcie miło czas nie gadając tylko o jednym. Czaisz? Jutro wieczorem albo po jutrze rano zadzwonię i zdasz mi relacje a teraz idziemy do domu.- Biedna dziewczyna nie miała zielonego pojęcia jak jest. Ale wolę kiedy jest nieświadoma swojej wiedzy.
Nim się obejrzałyśmy byliśmy pod domem. Zaczęło się ściemniać, robiło się chłodno. Ponownie zmieniłam swój outfit, poprawiłam makijaż i fryzurę, spakowałam do torby potrzebne mi rzeczy. Schodząc po schodach usłyszałam rozmowę Hailey z moim tatą.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się o nią martwię.-
-Nie ma potrzeby Panie Blue...
-Za każdym razem gdy wychodzi, z Justinem, czy nawet z Tobą, zaczynam myśleć, że może już nie wrócić...
-Proszę Pana...Justin mimo aktualnej sytuacji nigdy nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Nawet jeśli by się pokłócili, to i tak skoczy za nią w ogień. Ja tak samo. Może Pan być spokojny.
-Boję się, że ją stracę...tak jak straciłem Monicę.
-Jeszcze dużo czasu minie, zanim się pożegnacie...- Nie wiedziałam kompletnie co robić. Wejść do pokoju teraz i przyłączyć się do tej rozmowy, czy głośniej zejść ze schodów, żeby dać im znak, że idę? Mój tata się o mnie martwi. Zostałam mu tylko ja. Znaczy...ma jeszcze Hailey. Jestem jego jedyną córką, to oczywiste, że boi się, że go opuszczę. Po śmierci mamy zaczął dawać mi szczególną dawkę miłości rodzicielskiej. Po powrocie do domu, oleję Hailey, Justina i kogokolwiek, kto będzie chciał poświęcić ze mną swój jakże cenny czas, i po prostu spędzę z tatą kilka dni. Może nawet wreszcie zabierzemy się za ten remont. Postanowiłam więc wybrać opcję numer dwa i po prostu udawać, że nie słyszałam tej rozmowy. Stawiałam na schodach cięższe kroki, w dodatku postanowiłam pogrzebać bezsensu w torbie, że niby czegoś szukam.
-Ohh...jest.- Wyjęłam z niej telefon, uśmiechając się dumnie. Dwie pary oczu skierowane były ku mojej osobie.- Idziemy? Bieber już czeka..- Pokazałam im wiadomość od chłopaka. Przyjaciółka chwilę później stała obok mnie.
-Bawcie się dobrze! Uważajcie!- Tata jeszcze krzyknął, na pożegnanie. Odwróciłam się, uśmiechnęłam szczerze i pomachałam. Po chwili zniknęłam za drzwiami. Zostałam oślepiona przez flesze aparatu. Paparazzi. Przecież Justin dla mnie jest przyjacielem, ale dla nich...to JUSTIN BIEBER! Piosenkarz...gwiazda...W dodatku jego sytuacja życiowa nie pozwala im nie zrobić choć jednego zdjęcia! Kiedy się ocknęłam, ruszyłam biegiem do auta Biebera, który ruszył od razu, kiedy tylko zamknęłam drzwi.

-Kurwa!- Zgaduję, że chłopak się zdenerwował. Justin jechał coraz szybciej. Nie powiem, lubiłam szybką jazdę, ale nie w terenie zabudowanym!! Chciał zgubić fotografów, którzy chyba dawno go nie widzieli...albo to ja nie widziałam dawno ich...W każdym bądź razie jazda nie była przyjemna, ale ufałam mu i wierzyłam że dojedziemy cali.
Byliśmy na miejscu, dziewczyna nie czekając na nic, pożegnała się ze mną i Bieberem, odbierając przy tym kluczyki do swojego auta. Po czym odjechała. My mięliśmy jeszcze chwilę wolnego więc weszliśmy do domu Justina, który jeszcze ogarnął coś u siebie w pokoju.
Wyścig zaczynał się o 20:30. Justin chciał być tam przed czasem więc jak tylko się ogarnął wyszliśmy z domu. Bieber pobiegł do garażu, chwilę później wyjechał z niego srebrnym Nissanem Skyline GTR. Z takim autem Justin nie może być ostatni w tym wyścigu. Bieber widząc moja minę uśmiechnął się szeroko. Nie czekając długo wsiadłam do tego cudownego wozu.
Dojechaliśmy na miejsce w niecałe 10 minut. Na ogromnym placu dość daleko od miasta, było tysiące ludzi. Było dość jasno ze względu na światła i neony, głośno bo każdy tutaj z kimś rozmawiał, silniki aut warczały, skąpo ubrane dziewczyny pucowały prawie każde auto. Większość chłopaków tutaj było umięśnionych. Kilkudziesięciu zwracało uwagę na wyzywające pozy dziewczyn które pewnie czekają na jakieś komentarze lub gwizdy. Kiedy Justin zatrzymał auto na swoim miejscu - obok jego kumpli którzy już na niego czekali - zbiegło się pare dziewczyn, które już zaczęły robić swoje. Kilka z nich nawet kleiły się do Biebera. Patrzyłam na to z obrzydzeniem...czułam się...zazdrosna?
-Mia!- Usłyszałam znany mi głos, gdzieś za mną.
-Tyler!- Przytuliłam chłopaka.- Bierzesz udział? Czy towarzyszysz?
-Dzisiaj towarzyszę. Następnym razem. Moje auto jest trochę...uszkodzone.- Zaśmiałam się. Wyobraziłam sobie jak to auto musi wyglądać.
-Znacie się?- Dołączył do nas Bieber.
-Tak...poznaliśmy się na plaży
- Rzeczywiście fajne miejsce...- Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji.- Niedługo się zacznie. Chodź.- dodał po chwili i pociągnął mnie za sobą.- Będziesz mi kibicować?- Pokiwałam twierdząco głową.- Spoko, nic ci się tu nie stanie. Ludzie wiedzą, że jesteś tu ze mną więc nie masz się czego bać Shawty.-Chłopak pocałował mnie w czoło.- Muszę jechać.- Pstryknął w stronę chłopaków, którzy po chwili pojawili się dookoła mnie. Spodobało mi się, że miałam taka obstawę, ale ufałam tu tylko dwóm z ośmiu. Nie ukrywałam, bałam się trochę tego wyścigu. Nie wiedziałam co może się stać. Nie wiedziałam kim są ludzie na tym placu, kto jest spoko, a kto nie, kto jest wrogiem Justina, a kto jest w jego "teamie". Dowiem się tego od Justina niedługo. Teraz skupiłam się na wyścigu i trzymałam kciuki za wygraną Biebera.
Blond włosa, szczupła blondynka z dużymi piersiami i wyrobionym tyłkiem wyszła na środek wyznaczonej trasy, na przeciw czterech niesamowitych i ulepszonych wozów. Justin był trzeci od lewej strony. Dziewczyna odpięła swoją koszulę.
-Gotowi?!- Na te słowa ryk silników był jeszcze głośniejszy.- Trzy!- Zdjęła koszulę- Dwa!- Uniosła ją do góry.- Jeden!- Odwróciła się w stronę trasy, nadal trzymając koszulę w górze.- Start!

Rozdział 3

Około setka osób wychyliła się zza mebli. Byłam przestraszona, wściekła, ale gdzieś we mnie tkwiła radość i szczęście. Nikt nigdy nie zrobił mi czegoś takiego, to naprawdę miłe. No i Hailey zadziwiła mnie swoim talentem aktorskim. Baldwin jest bardzo inteligentna, ale nie często można to zauważyć, głównie przez jej teksty i zachowanie. Wzrokiem szukałam Justina, bo to on za to wszystko odpowiadał. Chciałam mu podziękować za sam ten pomysł, za wykonanie, że wszystko wyszło idealnie, a ten chłopak, który za mną szedł naprawdę się spisał. W sumie nawet nie wiedziałam z jakiego powodu ta "niespodzianka". Nie mam urodzin, w najbliższym czasie... no i nie miałam.
Głośna muzyka rozbrzmiała po całym domu, nie czekając dłużej aż tłum roztańczonych nastolatków mnie ztaranuje lub co gorsza ktoś zachce ze mną zatańczyć, ruszyłam przed siebie przepychając się przez ludzi. Trafiłam do kuchni. Pełnej plastikowych kubeczków a dookoła jeszcze więcej przeróżnych alkoholi. Jednak wódki było chyba najwięcej. Nie było tu jeszcze ludzi, jednak wolałam opuścić to pomieszczenie bo impreza dopiero się zaczęła więc zaraz połowa się tu zleci. Weszłam na piętro. Sprawdzałam po kolei każdy pokój. W jednym jest pełno torebek dziewczyn, kurtek i bluz więc to pomieszczenie pewnie służyło jako "szatnia". W nastepnym jakaś para, zgaduję że pod wpływem narkotyków oraz alkoholu, nawet nie zwracając na mnie uwagę całowała się, rozbierając przy tym. Stwierdziłam że to dla mnie zbyt wiele więc po prostu wyszłam. Kolejny pokój był cały zadymiony. Zapach ten był mi dość znany. Marihuana. To bardzo specyficzny zapach, inny od tytoniu. A nawet zdrowszy. Od samego dymu zakręciło mi się w głowie, chciałam wyjść, jednak musiałam sprawdzić kto kryje się za tymże dymem, mógłby to być Jus Szłam przed siebie jakby we mgle. Z każdym oddechem dym wlatywał do moich płuc, byłam pewna że kiedy wyjdę, będzie mi do śmiechu. Dotarłam do łóżka. Było tam pięciu chłopaków, roześmianych i nieco przymulonych. Niestety śmiałam się razem z nimi. Patrzałam na ich twarze jednak nie było tam Biebera. Byłam zbyt roześmiana, więc oddychałam częściej i głębiej przez co dym pojawiał się w moich płucach w większej ilości. Juź złapałam za klamkę, kiedy jeden z nich mnie zatrzymał. Odwróciłam się. Brunet, całkiem przystojny, równie roześmiany co ja, podał mi jedno z ich " skarbów" nie odmówiłam i porządnie się zaciągnęłam. Przez pięć sekund trzymałam w płucach dym, po czym uśmiechnięta od ucha do ucha wypuściłam go. Chłopak odtworzył mi drzwi i machnął ręką ku wyjściu niczym gentelman. Wyszłam więc, kontynuowałam moją przygodę szukania właściciela tego domu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nigdzie go nie było, postanowiłam poszukać go na dworze, jednak najpierw pokierowałam się do kuchni by zabrać ze sobą kubek pełen alkoholu. Ku mojemu zdziwieniu znajdowała się tam moja przyjaciółka.
- Mia! Tu jesteś! - Uśmiechnęła się. Nie chciałam żeby zauważyła moje zapewne powiększone źrenice więc poprosiłam ją by zrobiła mi drinka. Baldwin podała mi plastikowy kubek pełen trunku. Wzięłam łyk i kiwnęłam twierdząco, na znak że dobre. -Tylko Ty nie pij! Nie wiem czy znajdziemy kierowcę!- Ostrzegłam ją.
Kiedy miałam już coś w ręce mogłam wyjść na dwór. Przed domem również go nie było więc ostatnim miejscem które mi zostało było podwórko na tyłach domu. Obrazu tam ruszyłam. Słyszałam śmiechy. On musiał tam być.
- Justin?- Zapytałam dochodząc do celu. Przez głośne śmiechy jednak nikt mnie nie usłyszał.- Hej.- Powiedziałam po czasie. Doczekałam się chwili ciszy więc postanowiłam ją przerwać, zanim zrobiłby to ktoś inny.
-Witaaam!- Jakiś chłopak pod wpływem alkoholu postanowił przywitać się pierwszy.
- Cześć. - Powiedziałam krótko.
- Podobała się niespodzianka?- Justin ruszył w moją stronę.
- Wiesz...nie musiałeś zapraszać tylu ludzi, planować takiej akcji...Myślałam że to zwykłe spotkanie, z alkoholem ale jednak. Ale mimo to szukałam cię po całym domu żeby Ci podziękować. W sumie...z jakiej to w ogóle okazji?- Miliard słów wyszło z moich ust.
- To nie był mój pomysł.- Powiedział.
- A czyj?- Zdziwiłam się.
-Maejor'a...- Wskazał na chłopaka obok, który uśmiechnął się szczerze.
-W takim razie dziękuję. -Odwzajemniam uśmiech.- Ale nadal nie wiem... dlaczego to wszystko?
-Bo wróciłaś. Imprezka powitalna! Justin nam dużo o tobie opowiadał, poza tym już dawno nie mieliśmy żadnej imprezy więc to jest też idealna okazja.- Wytłumaczył Maejor. Nie wiedziałam co powiedzieć. Koledzy Justina urządzają jakieś przyjęcia. To moje pierwsze spotkanie z nimi, a skoro mam już taką okazję to wykorzystam ją. Pogadam z nimi, spędzę czas. Nigdy nie chciałam oceniać ludzi po wyglądzie i "plotkach" więc zacznę działać.
- Jejku...w takim razie dziękuję.
-I jak się bawisz?- Dodał czarnoskóry chłopak z którym chyba miałam przyjemność rozmawiać przez telefon. Miał dredy, mimo wieczoru, miał okulary przeciwsłoneczne, a na zębach złote nakładki?
- Cóż...nijak.- Stwierdziłam po chwili.
- Co to znaczy? Masz alkohol i się nie bawisz?
- Jak widać wypiłam i wypaliłam za mało żeby...
- Paliłaś?- Przerwał mi Justin.
-Tak...Zabronisz mi palić?- Zacytowałam go.
-Owszem.- Po chwili namysłu odpowiedział.
- Robię ze sobą co chcę Bieber. Miłej zabawy.-Lekko wkurzona wróciłam do domu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Poczułam uścisk na nadgarstku, po czym ktoś pociągnął mnie z powrotem na dwór.
- Czego chcesz...- Mruknęłam.
- Przepraszam.
-Za co?
- Już rozumiem. Martwię się o ciebie, tak jak ty o mnie, dopiero teraz to zauważyłem. Przepraszam. Proszę, zrób to dla mnie i spędź z nimi trochę czasu. Chodź, przejdziemy się. - Justin pociągnął mnie w stronę drzwi frontowych. Wygrałam. Udało mi się zdobyć chwilę, na poważną i dłuższą rozmowę. Brawo ja!
-Musisz mi wyjaśnić kilka rzeczy Jus.
- Nie mam innego wyjścia M. Mów.
- Naprawdę im ufasz? Nie myślisz że oni chcą cie jakoś wykorzystać. Justin chciałeś od zawsze śpiewać, masz mega karierę, przez co media wiedzą o twoich wybrykach. Nie przeszkadza ci to? Kurde...
- Na początku tak myślałem, ale wiesz...z czasem jednak...kiedy spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem to poznałem ich. Są serio spoko, dlatego ciągle ci mówię żebyś zrobiła to samo. Zobaczysz czym się zajmują. To dla mnie też było chore, wyścigi, imprezy...czad.
- A pomyślałeś o Beliebers?- Chłopak zamilkł. - Tak myślałam. Wejdź na Twittera. Martwią się, boją się o ciebie. Justin dobrze...spędzę z wami trochę czasu, ale wiedz, że nie zaufam im tak jak ty. Zmienili Cię. To nie jest ten sam Justin. Ale gdzieś tam- Zastukałam palcem w jego klatkę piersiową - Jesteś dawny ty. Pomogę ci, jeśli będzie trzeba. - Nie powiedziałam mu wszystkiego, ale na to będzie jeszcze czas. Teraz wystarczy pobyć trochę z nimi.
Nie lubiłam takich rozmów, wszystko się powtarza, mówimy sobie to samo, przytakujeny a i tak nic się nie dzieje. Czekam na ten moment aż coś się wydarzy, coś wyjdzie na jaw. Narazie jak widać nic na to nie wskazuje.
-Mia...-Chłopak przerwał długą ciszę.
-Hmm?- Nie patrzałam na niego, mój wzrok przykuły brudne, szare nike tanjun, które już dawno powinnam umyć.
- Jutro jest wyścig. Chcesz mi towarzyszyć? - Powiedział wprost. Lubiłam takie rzeczy, ale w filmach. Nigdy bym nie pomyślała że będę miała okazję uczestniczyć w wyścigach ulicznych. Oczywiście jako osoba towarzysząca. A z drugiej strony... pewnie chłopaki też tam będą, a miałam ich poznać. No cóż. Zgodziłam się.
Na twarzy przyjaciela pojawił się szczery uśmiech, przez który i ja automatycznie się usmiechnełam.
-Co?- Spytał ukazując rząd białych zębów.
-Nic, tylko...strasznie się cieszę że cię mam.- Przytuliłam chłopaka, który po chwili również mnie objął. - Strasznie tęskniłam.
-Ja też M.
- Piłeś? - Spytałam od tak.
-Tak, a co?
-Wiem, że to wszystko się dopiero zaczęło ale...chciałabym wrócić do domu.
- A Hailey?
-Pewnie i tak wypiła. Zgaduję że znajdziesz ją rano gdzieś w krzakach...całą zarzyganą...
- Doobra...Zapytam chłopaków. -Na ostatnie słowa serce podeszło mi do gardła. Owszem rozmawialiśmy o spotkaniach i wgl...ale nie spodziewałam się że on przyjmuje to na luzie...I tak szybko to ruszy. Miałam nadzieję że każdy z nich wypił dużą ilość alkoholu i nie jest w stanie prowadzić.
-Yo! Ryan! Piłeś? - Na moje nieszczęście chłopak zaprzeczył. - Odwieziesz M do domu?
-Hailey też...-Dodałam szybko. Justin jedynie kiwnął twierdząco głową.
-Co? Przecież dopiero co się wszystko zaczęło.- Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 20:28.
-Okay...zostaniemy do dziewiątej. Tylko proszę nie pij.-Chłopak uniósł ręce ku górze w geście obronnym. Ryan wydaje się być spoko, jednak pozory mylą. Potrzebuję czasu.
Weszłam do domu Biebera. Pijani, spoceni ale rozbawieni ludzie tańczyli w rytm muzyki. W powietrzu czuć było alkohol, tytoń...Nie przeszkadzało mi to, jednak trochę utrudniało szukanie przyjaciółki. Rozpraszało mnie.
Weszłam do kuchni -tam gdzie ją ostatnio widziałam. Nie było jej. Westchnęłam uświadamiając sobie, że muszę jej szukać. Ona może być wszędzie.
-Hailey? -Podeszłam do drzwi łazienki. Były zamknięte. -Ley, jesteś tam?- Po chwili drzwi się otworzyły a moim oczom ukazała się blondynka. Wycierała dłonią mokre od łez oczy, oraz usta.
Nie powiem przestraszyłam się.
-Mogłam nie mieszać.-Odetchnęłam z ulgą i usmiechnełam się szeroko.
-Chodź na dwór, świeże powietrze dobrze ci zrobi.- Wyprowadziłam przyjaciółkę na zewnątrz, gdzie jej organizm dokończył swoje. Dziewczyna ledwo trzymając się na nogach kierowała się w stronę swojego wozu.
- Sory że ci przerywam to trudne zadanie ale...co ty robisz?- Patrzałam na Baldwin nieco przerażona aczkolwiek wiedziałam że w takim stanie nawet nie usiądzie za kółkiem. Jeśli w ogóle uda jej się otworzyć wóz. Westchnęłam tylko i poszłam po nią.- Skończyłaś? To fajnie, tak się składa że mamy kierowcę.- Pomogłam Hailey usiąść na chodniku. Chodnik po prostu wydał mi się mało niebezpieczny. Nie spadnie z niego, a nawet sobie poleży. Mając nadzieję że nie będę żałowała zostawiając jej tutaj samej, szybkim krokiem ruszyłam za dom, po Ryana czyli naszego kierowcę. Chłopak był gotowy, Justin jeszcze tylko złapał go za ramię i mówił dość poważnie co sądziłam po minie. Ryan przytaknął stanowczo i razem wróciliśmy do prawie nie żywej blondynki leżącej na samym środku chodnika. Ostrożnie a zwinne wpakowaliśmy ją na kanapę samochodową i sami zajęliśmy miejsca z przodu. Zapiełam pas, Ryan tego nie zrobił, ale nie będę mu zwracała uwagi. Nie znałam go nie wiem jak reaguje na uwagi. Wydaje się być w porządku. Myślę że można mu ufać.
- Justin podał ci adres?- Chciałam przerwać panującą ciszę, więc wymyśliłam coś...akurat?
-Taa...Tylko jeszcze wstąpimy do Bola.- Odpowiedział.
-Kto to jest Bolo? Jeśli mogę wiedzieć.
- Nasz diler. - Więcej już nic nie mówiłam. Przez resztę podróży kompletna cisza i ciche chrapnięcie Hailey nie przeszkadzało mi ani trochę.
Dojechaliśmy na miejsce. Brunet pomógł mi wyciągnąć blondynkę z wozu. Podziękowałam grzecznie za odwiezienie i pomoc przy dziewczynie na co on puścił tylko oko i uśmiechnął się lekko a szczerze. Jeden z głowy...jeszcze siedmiu.
Hailey pół przytomna jako tako pomagała mi wejść do domu. W środku było ciemno więc albo taty nie było, albo już spał. Jakoś weszliśmy na piętro, położyłam przyjaciółkę na podłodze i przykryłam kocem, sama natomiast poszłam do łazienki po czym z wielką radością wskoczyłam do łóżka.
____________________________________________________________________
Jakoż że dawno nie było, dodaję nawet krótki.
Rozdział mi się nie podoba, ciągle to samo...
Kompletnie nie mam weny więc rozdziały będą...kiedy będą.
Będą lepsze, obiecuję.
Komentarze mile widziane!
/Simba

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 2

-Halo?- Usłyszałam nieznany mi, męski głos.

-Justin?- Wypaliłam, po chwili żałując jednak, że nie rozegrałam tego inaczej.

-No nie do końca słonko.- Ostatnim słowem, załatwił sobie miejsce na mojej czarnej liście.- Przyjaciel Justina.

-Ta, przyjaciel.- Mruknęłam.

-Co powiedziałaś?- Starał się brzmieć groźnie.

-Nic.- Prychnęłam.

-Chciałabyś Justina...Jednak go nie dostaniesz kochanie. Fanki rzadko dodzwaniają...

-Mówiłem kurwa nie ruszaj mojego telefonu, nawet jak dzwoni...-Przerwał mu Justin, jego głos już poznałam, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ już zaczynałam wątpić w ciąg dalszy tej rozmowy. Przez szumy stwierdziłam, że Bieber odbiera swój telefon.

-Halo?

-Hej...-Przywitałam się.

-Mia?- Spytał po jakimś czasie. Moja ciało przeszły dreszcze, kiedy wypowiedział moje imię.

-Tak.- Przyznałam, wzruszając ramionami, będąc całkiem świadoma, że nikt tego nie widział.

-Kiedy wróciłaś?- Jego głos brzmiał bardzo pozytywnie. Bardzo nie to ucieszyło.

-Dzisiaj. Just...

-Musimy się spotkać.- Przerwał mi. Zaśmiałam się, ponieważ powiedział to dość szybko, przez co i niewyraźnie.

-Coś się stało?- Zdziwił się.

-Zrozumiałam "Musimy się pobrać".- Oboje wybuchliśmy śmiechem. Nigdy nie potrafimy porozmawiać poważnie.- Kiedy masz czas?- Spytałam- Na spotkanie.- Dodałam po chwili przypominając sobie wcześniejsze zdanie.

-Teraz!

-Ale jest...za dziesięć ósma.- Zerknęłam na godzinę, odsuwając telefon od ucha.

-No to na noc.- Oczy miałam jak pięciozłotówki, widząc swój syf w pokoju, wyobrażając sobie, że zgadzam się na jego przyjazd. Stwierdziłam jednak, że musi mu zależeć na tym spotkaniu, właśnie dzisiaj, więc zgodziłam się. Bieber miał być około 20:30, postanowiłam usunąć część rzeczy zagradzających mój pokój. Zabrałam się za zakupy, schowałam torby, wywalając przedtem ciuchy na łóżko. Ubierałam każde ubranie po kolei, patrząc dokładnie na siebie w lustrze.

-Dzień dobry.- Chłopak wparował do mojego pokoju, kiedy paradowałam w samym staniku i legginsach.

-JUSTIN!- Wypchnęłam chłopaka z pokoju, zamykając drzwi na klucz. Ubrałam jakąś koszulkę, z mojego łóżka, następnie wpuściłam chłopaka do z powrotem.

-Dobry wieczór jak już. Poza tym...jakżeś tu wlazł? Posiadam dzwonek do drzwi, więc proszę go używać.- Zaczęłam go ochrzaniać, ale przerwał mi obejmując mnie mocno.

-Tęskniłem jak cholera.- Odwzajemniłam uścisk. Poczułam męskie perfumy, te co zawsze. Rzadko je zmienia, ale udało mi się również wyczuć...zioło?

-Justin...- Niechętnie się odsunęłam- Paliłeś?- Spytałam. Jego oczy rozszerzyły się, a na policzkach pojawiły się rumieńce.- Nigdy nie paliłeś...dlaczego?- Nadal się nie odzywał.- Justin...Justin jeśli to oni, to...

-Po to tu wróciłaś?- Spoważniał.

-Tak.- Nie chciałam go okłamać w żaden sposób, zwłaszcza, w tym momencie.-Co się z Tobą dzieje?

-Co masz na myśli?- Zabrzmiało to co najmniej głupio.

-Człowieku, znam cię zbyt długo, jesteś dla mnie jak brat i wiem, że nigdy nie dopuścił byś się czegoś takiego!- Jak zwykle to mi pierwszej puściły nerwy. Chciałam mu w tej chwili wygarnąć to wszystko, ale zmienił się, więc nie wiedziałam jakby to się skończyło.

-Nie znasz ich. Ludzie się zmieniają.

-Masz rację. Całkowitą. Nie znam ich. Nie sądzę bym chciała ich poznać, widząc co zrobili z Tobą, nie wyobrażam sobie siebie po kilku spotkaniach.

-O co ci chodzi?- Chyba mnie nie zrozumiał.

-Justin do cholery jasnej chce dla Ciebie dobrze! Martwię się o ciebie, nie widujesz się już z Pattie!- Łzy napływały mi do oczu z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. Nie obchodziło mnie już jak potoczy się dalej ja rozmowa. Wygarnęłam mu wszystko, czego dowiedziałam się od taty i Pattie. Że nie mieszka już z nią, nie rozmawia, że pali, ściga się, nadmiernie imprezuje. Że Jeremy jako jego ojciec powinien, zwrócić na to uwagę, a nie towarzyszyć mu w tym wszystkim.

-Mia...jest dobrze- Mówił spokojnie. -Oni są w porządku.

-Nie sądzę. Mydlą Ci oczy...

-Poznaj ich.- Podszedł do mnie, wycierając mi mokre policzki. Stałam zrezygnowana, ignorując zachętę Biebera.

-Wyciągnę Cię z tego.- Ostatnie słowo, jak zawsze należało do mnie.- A teraz...jesteś głodny? Może chcesz soku?-Podałam mu karton z sokiem pomarańczowym- Usiądź sobie, wybacz, ale muszę się rozpakować,ułożyć ciuchy i postawić wszystko na swoje miejsce.- Byłam zmęczona, więc zakończyłam naszą dyskusję. Justin nie protestował, usiadł na parapecie,obserwując każdy mój ruch, popijając od czasu do czasu sok. Tak zawsze kończyła się nasza sorzeczka. Zmieniałam temat, szukałam jakiegoś zajęcia żeby tylko przestać się kłócić.

-Co się tak gapisz?- Prawie skończyłam sprzątanie bałaganu jaki zrobiłam.

-Próbuję znaleźć coś, co się Tobie zmieniło.-Zmrużył oczy, mierząc mnie o góry do dołu.

-Aha, powodzenia- Wróciłam do zajęcia.-I co? znalazłeś coś?- Powiedziałam po 20 minutach,padając zmęczona na łóżko.

-Nie. Piękna jak zawsze.- Wyśmiałam go.- Uważasz inaczej?- Dodał.

-Uważam, że jesteś ślepy.

-Okłamujesz tylu ludzi, mówiąc coś takiego.- Wstał. Kierował się w moją stronę powoli.

-Mówiąc, że jesteś ślepy?- Spytałam nie do końca go rozumiejąc.

-Nie. Mówiąc, że nie jesteś piękna.- Tłumaczył.

-Nie mówiłam tak.- Wstałam.

-Ale miałaś to na myśli.- Nie dawał za wygraną. Szłam w stronę drzwi

-No i co z tego.- Wzruszyłam ramionami.- Jestem głodna.- Powiedziałam do chłopaka, naciskając klamkę. Justin zatrzymał mnie, odwrócił w swoją stronę. Patrzałam mu prosto w oczy.

-Jesteś piękna...-Przytulił mnie mocno. Staliśmy tak kilka sekund, w pewnym momencie zaburczało mi w brzuchu...- i głodna.- Puścił mnie, następnie otworzył drzwi, wskazując ręką coś w stylu "panie przodem", niczym gentelman. Posłusznie wyszłam, kierując się do kuchni.

- Musisz mi pomóc.- Zwróciłam się do bruneta.- Będę z tatą robić remont.- Wskazałam ręką salon.- Tylko że on nic nie wie, a muszę zrobić zakupy.- Podsumowałam.- Nie chce mi się gotować, może zamówimy pizzę?- Chłopak kiwnął głową twierdząco. Ta rozmowa była strasznie sztywna, a kompletnie nie wiedziałam jak mam to zmienić. Panowała totalna cisza.

- Across the ocean- Zaczął rytmiczne chłopak- across the sea...
Starting to forget the way you look at me now- Wystukiwał rytm w marmurowy blat wyspy kuchennej-
Over the mountains, across the sky
Need to see your face, I need to look in your eyes- Bieber uśmiechał się, powoli do mnie podchodząc. Ja natomiast cofałam się.
Through the storm and through the clouds...
Bumps in the road and upside down now...
I know it's hard babe to sleep at night- Chlopak widząc zmartwienie namalowane na mojej twarzy podbiegł do mnie i złapał mnie w talii-
Don't you worry, cause everything's gonna be alright-Patrzał na mnie nie przestając się uśmiechać- Be alright.- Chciałam go wyśmiać, prychnać mu w twarz, jednak uśmiechnęłam się tylko rzucając krótkie "dzięki".
Te słowa są ważne, chłopak wie o co mi chodzi. Jednak ci ludzie za bardzo namieszali mu w głowie, żeby zgodził się chociaż spróbować pokazać mu prawdę. Przynajmniej mam nadzieję, że taka jest prawda. Gdyby okazało się inaczej, wyjechałabym stąd i topiła w zażenowaniu, wstydzie i upokorzeniu. Może być tak albo inaczej i przyznaję że nie jestem gotowa na tę drugą opcję.

Wystukałam na klawiaturze numer pizzerii i zamówiłam dwie pizze. Powinny być za pół godziny, więc znowu wracamy do tej samej sytuacji w której słychać tylko zegar. Było coś około 21:00, przerwałam tę niezręczną ciszę i podałam Bieberowi listę z filmami które możemy obejrzeć. Zajęliśmy miejsca na pomarańczowej kanapie w salonie. Z pośród 20 filmów, Justin wybrał "Hotel Transylwania". Wiedziałam że to jego ulubiony film animowany i na pewno go nie zignoruje. Włączyłam film, w trakcie buforowania, wybraliśmy kolejny, a dokładnie Harrego Pottera. Długi maraton mojego ulubionego filmu i krótki, godzinny ulubiony film Justina. To zdecydowanie moje ulubione połączenie...no i pizza!
W ciągu tej godziny, działo się coś, za czym tęskniłam najbardziej. Mianowicie...śmiech. Oboje można powiedzieć że sikaliśmy ze śmiechu, już dawno nie czułam się tak dobrze.
Minęła ta jakże pozytywna godzina, a pizzy nadal nie było.

- Muszę zajarać.- Stwierdził brunet. Wstał, zabrał swoją kurtkę i najzwyczajniej na świecie wyszedł z domu. siedziałam na kanapie, analizując minioną sytuację. Oczy prawie mi wypadły, ze zdziwienia. Jego zachowanie było...nie na miejscu.
Dołączyłam po chwili do Biebera, patrząc na niego z bólem. Jak zawsze, kiedy oboje dobrze się bawimy, coś dosłownie się jebie.

- Dobrze się czujesz?- Zaczęłam.

- Tak...a co?- Wzruszył ramionami.

- A nic...- Wskazałam na papierosa, w jego lewej dłoni.

- Zabronisz mi palić?- Dodał. Miał racje, palenie co prawda zaszkodziło wielu osobom, ale to jego decyzja. Te słowa w sumie też wpływają na moje zachowanie co do sytuacji życiowej Justina, nie mogę się mieszać w jego życie. Ale... kto mi zabroni pomagać?

- Nie...natomiast proszę...tak na zapas...żebyś nie palił przy mnie.- Chłopak nic nie powiedział, kontynuował swoją czynność, a ja wróciłam do domu. Miałam ochotę w coś mocno uderzyć, sama nie wiem dlaczego. Wkurzyło mnie jego zachowanie? Że mówi prawdę? Jak widać tak. Usiadłam przed telewizorem, włączając film. Czekałam na zbuforowanie i na powrót przyjaciela.

- Pizza przyjechała.- Chłopak wrócił po 5 minutach, z dwoma parującymi kartonami. Szybko ale nie na długo zapomniałam o wszystkim "ważnym" i wreszcie na spokojnie zajęłam się jedzeniem i filmem.

- Jest już 4:20 chodź spać.- Powiedział chłopak, zmęczony patrzał na mnie błagalnie.

-Zostało jeszcze 15 minut...i jedna część.- Stwierdziłam wracając do oglądania. Po 10 minutach spojrzałam na przyjaciela który...spał. Klepnęłam go w ramię, po czym się przebudził.

-5 minut, wytrzymaj frajerze.- Bieber uśmiechnął się lekko. Ponownie wróciłam do oglądania, poczułam rękę chłopaka na moim brzuchu, a jego głowę na ramieniu. Nie spał, mimo że chciał. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-Idź do mojego pokoju, ja tu ogarnę i zaraz przyjdę.- Powiedziałam, natomiast Justin nawet nie wstał, tylko patrzał co robię. Olałam więc jego zachowanie i kontynuowałam sprzątanie. Wyłączyłam telewizor, wyrzuciłam kartony po jedzeniu, szklanki odstawiłam do zmywarki. Zgasiłam światło, przedtem czekając aż Justin ruszy się z kanapy.

Bieber zdjął koszulkę oraz spodnie, po chwili był już w moim łóżku. Mimo częstego widoku umięśnionego brzucha Biebera, nadal robił na mnie wrażenie, nie codziennie widzi się takie rysy.
Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam ciało żelem truskawkowym, a włosy cytrynowym head and shoulders. Osuszyłam ciało ręcznikiem, następnie przeniosłam się do umywalki w celu zmycia makijażu oraz umycia zębów.

- Możesz wejść- powiedziałam wchodząc do pokoju. Bieber wstał z łóżka następnie wszedł do łazienki. Chłopak miał tam swój żel, szczoteczkę, a nawet maszynki do golenia czy perfumy. Bywał tu dość często, więc zaproponowałam mu odstawienie kilku rzeczy u mnie widząc ile brał ze sobą toreb na jedną nockę. W czasie wieczornej toalety przyjaciela, pościeliłam nam łóżko, chwilę później już się w nim znajdowałam. Po około 15 minutach Justin wyszedł z pomieszczenia, od razu można było wyczuć męski żel pod prysznic. Bardzo przyjemny zapach, nie mocny, nie odrzucający...taki...idealny. Brunet dołączył do mnie, nie zdążył jednak dobrze się ułożyć ponieważ przypomniałam mu o dość istotnej rzeczy.

- Światło się samo nie zgasi...- Oszczędziłam mu przezwiska. Chłopak mruknął leniwie, ale wstał posłusznie i zgasił światło. Dołączył do mnie przytulając się. Obiął ręką moją talię. Nie odepchnęłam go, ponieważ było to dość przyjemne. Nie powiem jednak czułam się trochę dziwne bo w końcu Justin jest moim przyjacielem a nie chłopakiem.

- Nie martw się o mnie, wszystko jest w porządku.- Brunet powiedział cicho, nachylając się nade mną.- Musisz ich poznać.- Przypomniał mi o kolegach.- Dobranoc Shawty.- Chwilę jeszcze myślałam nad jego słowami, po czym zasnęłam.

Obudziłam się około 12:00, obok mnie nie było Justina. Stwierdziłam, że siedzi z tatą w kuchni albo salonie. Wstałam, wybrałam z szafy bieliznę, legginsy i czarną koszulkę na ramiączkach z białym napisem "//YOU LOOK SO COOL//". Włosy związałam w kucyk i poszłam do łazienki.

-Hej- Powiedziałam wchodząc do kuchni. Tata uśmiechnął się do mnie szczerze.- Gdzie jest Justin?- Spytałam, kiedy zorientowałam się, że nie ma go też w salonie.

-Jego koledzy dzwonili, wyszedł jakąś godzinę temu.

-Oh...-Mruknęłam. Ciekawiło mnie co ważnego musiało się stać, że Justin był im aż tak potrzebny? Może nie spodobało im się, że "porwałam" go na noc, bo przecież mogli w tym czasie bawić się na jakieś imprezie. Nie wiem, tak samo jak nie wiem czy chcę ich w ogóle poznać. Dwie osoby: tata i Pattie, bo Hailey niezbyt się wysiliła i nie opowiedziała mi o swojej przygodzie. W każdym razie tata i Pattie, nie są do nich pozytywnie nastawieni, a Justin? Kumpluje się z nimi, nie widzi w nich wad, są dla niego jak rodzina, bo zajmują się nim, rozpieszczają na swój sposób, stawiając procentowe napoje na imprezach, załatwiając mu darmowe wejścia, nowe auta i inne. Życie idealne, więc czemu miałby z tego zrezygnować?- Jak skończysz to się zbieraj.- Dodałam.

-Słucham?- Spytał przedtem o mało co nie krztusząc się kawą.

-Jedziemy na zakupy...-dodałam- Musimy wyremontować ten dom tato...- Brunet rozejrzał się i przyznał mi rację. Zdałam sobie sprawę że to ja mam więcej do roboty bo nawet nie zaczęłam robić sobie śniadania. Najszybszym daniem były płatki z mlekiem, jednak miałam ochotę na coś słonego więc wybrałam kanapki. Wyjęłam z lodówki masło, ser z dziurami i pomidora, posmarowałam ciemny, pełnoziarnisty chleb, masłem, dodałam resztę składników, przyprawiłam solą i pieprzem i wreszcie zajęłam się konsumpcją. Tata jeszcze podał mi szklankę z sokiem pomarańczowym.

- Widzimy się za pół godziny...- Pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam do ręki torbę i zaczęłam do niej pakować najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: portfel, kosmetyczka, podpaski, ładowarka itd. Weszłam szybkim krokiem do łazienki, stanęłam przed lustrem, patrzałam na swoją twarz nie wiedząc co z nią zrobić. Zaczęłam od umycia zębów, następnie makijaż, w związku z tym że moja cera jest wyjątkowo ładna, nie potrzebowałam podkładu. Użyłam tylko korektora pod oczy. Porządnie wytuszowałam rzęsy, tuszem pogrubiającym. Mój makijaż był gotowy. Poprawiłam jeszcze kucyka, następnie zabrałam torbę i zeszłam do taty.

- Gotowy?- Spytałam zdziwiona widząc jak biega z kąta w kąt...

- Widziałaś mój portfel?- Panikował.

-Może sprawdź w tylnej kieszeni...- Tata automatycznie złapał się za tyłek...- Albo na kanapie- Dodałam znajdując zgubę.

-Dzięki córcia.- Mężczyzna pocałował mnie w czoło. Wyszliśmy z domu, zamykając go na klucz, tata jeszcze tylko włączył alarm.

- Minęła godzina a my mamy dopiero farby...- Narzekał

- Tato... remont to nie taka prosta sprawa. Jesteś facetem i powinieneś o tym wiedzieć.- Dodałam kręcąc się między regałami.

- Mia, od czasu śmierci twojej mamy stałem się w połowie facetem, a kiedy wyjechałaś jestem już wrakiem faceta.- Ten temat jest dla mnie zbyt ciężki, ale przecież nie mogę zabronić mu rozmawiania o mamie - jego żonie - wspominać jej...kurwa powinnam się ogarnąć z moimi słabymi punktami, bo wydaje mi się, że 80% mojego życia to słabe punkty.

- Dlaczego?- Postanowiłam pokonać siebie i ciągnąć to dalej.

-...Zepsute szafki, cieknący kran, pająki, myszy... Niby nic, ale Twoja mama była kruszynką i czułem się jak jej osobisty Batman. Ty byłaś za mała wtedy na takie rzeczy, kiedy miałaś 17 na karku to wyjechałaś... i Batman odszedł na emeryturę...

- Oojj tato... ale teraz wróciłam, a ty nie jesteś taki stary... masz dopiero... Ile ty masz lat?

-31 Mia...Nie wiesz ile mam...

- No...więc Batman może powrócić i pomóc swojej córce w remoncie naszego domu...- Przerwałam mu.- Dobrze, Batmanie to teraz mi powiedz... czy mamy w domu narzędzia?- Dodałam

- Tak, w garażu mamy wielką szafkę z narzędziami.- Odpowiedział dumnie

-Okay, najwyżej się coś dokupi.- powiedziałam patrząc na wiertarki i wkrętarki.

Co teraz?- Zapytał tata.

-Kafelki. Do kuchni czerwone, białe i czarne na podłogę, a do łazienki "kawa z mlekiem" i też czarne na podłogę. Do salonu szara farba i ciemne panele na podłogę, do tego jeszcze fajne meble i jakieś ozdoby.-Odpowiedziałam. Mam nadzieję na zrozumiał. Za remont zabiorę się za jakiś czas bo w końcu trzeba gdzieś schować ważne trzeczy jak np. Rachunki, zdjęcia, telewizor j wiele innych.
Poszliśmy do kasy, tata zapłacił za zakupy. W drodze do kolejnego sklepu tym razem meblowego, postanowiłam dowiedzieć się czemu Bieber tak wcześnie wyszedł. Wybrałam jego numer w telefonie.

- Halo?- Odebrał.

- Hej...Czemu mnie nie obudziłeś?- Nie wiedziałam jak zacząć.

- Wstałaś dopiero?- Spytał zdziwiony.

- Nie, jeżdżę od jakiejś godziny po sklepach z tatą. Dlaczego tak wcześnie wyszedłeś?- Wytłumaczyłam.

- Chłopaki do mnie dzwonili. Właśnie, robisz coś dziś wieczorem?- Zastanawiałam się czego ode mnie dzisiaj chce, no ale zgodziłam się na spotkanie.- Super, weź Hailey. Bądźcie u mnie około 19:00.

- Czekaj, co to za spotkanie? Jakaś impreza?- Nie wiedziałam nic o przyszłym wydarzeniu, więc wolałam się spytać.

- Zobaczysz.- Ta odpowiedź tylko mnie wkurzyła. Chłopak rozłączył się po chwili. Wybrałam więc numer przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Przypomniałaś sobie o mnie?- Przywitała się Baldwin.

- Bieber robi jakąs imprezę, spotkanie, nie wiem, powiedział że mamy być u niego o 19:00- Olałam przyjaciółkę i zaczęłam swoje.

- Spoko, lubię imprezy. Będę po ciebie o 18:30. Załóż coś fajnego.- Dziwiła mnie taka reakcja przyjaciółki, jednak świadomość, że jest dziwną osobą trochę mnie uspokoiło. Postanowiłam nie przejmować się zachowaniem Baldwin i cieszyć z tego, że nie musiałam jej namawiać. Była godzina 14:19, miałam jakieś cztery godziny na znalezienie jakiejś...sukienki? Niee...postawię na coś eleganckiego, ale wygodnego. W końcu to zwykła domówka.

-Wybierasz się gdzieś?- Spytał tata parkując przed sklepem meblowym.

-Tak, Justin mnie zaprosił. Spoko, nie będę długo siedziała...- Powiedziałam wysiadając.Tata tylko skinął głową. Po większym zastanowieniu postanowiliśmy się tylko rozejrzeć. Zapisałam wybrane meble w notatniku w telefonie i po dwóch godzinach mogliśmy wracać do domu. Od razu pobiegłam do siebie. Szukałam w szafie czegoś odpowiedniego, do spotkania, jak i do pogody. Jakoż że był początek października, to było dość ciepło, więc postawiłam na biały crop top z nadrukiem, do tego jeansowe podarte szorty ze złotymi ćwiekami na tylnych kieszeniach, szara narzuta a na nogi białe converse. Włosy rozpuściłam i pofalowałam lekko lokówką. Poprawiłam makijaż, dodając kreski. Byłam gotowa. Miałam jeszcze godzinę do przyjazdu przyjaciółki. Ciekawiło mnie co takiego wymyślił Bieber, ale ostatnio imprezy stały sie jego codziennością więc może po prostu chciał żebym mu towarzyszyła...no i Hailey też.

Od:Hailey
Czekam przed domem xx

Równo o 18:30 dostałam sms'a od przyjaciółki. Ucieszyła mnie punktualność dziewczyny. Zabrałam torbę i weszłam na dół. Powiedziałam tacie ze wychodzę. Blondynka była ubrana...wyjątkowo normalnie. Nie miała żadnej wzywającej sukienki ani dekoltu. Jakichś kolorów które przyciągają wzrok. Jedynie wysokie szpilki około 10 centymetrów mnie nie zdziwiły. Dziewczyna była ubrana bardzo ładnie, elegancko ale z umiarem. Modnie ale po swojemu. Luźna granatowa bluzka na ramiączka wystawała delikatnie z krótkiej białej koronkowej spódniczki. Na to biały też luźny sweterek, a na nogi czarne wysokie szpilki. Włosy miała rozpuszczone i pofalowane co dawało jeszcze lepszy efekt "wow!". Jej makijaż składał się z granatowego i czarnego cienia do powiek i tuszu do rzęs. Wszystko dobre się łączyło. Zmierzyłam dokładnie przyjaciółkę kiwając twierdząco głową.

- Żeś się odwaliła...no nie powiem...- Wsiadłam do auta. Po drodze rozmawiałyśmy o naszych strojach, o pogodzie, o kolejnym wypadzie na miasto, moim remoncie...o byle czym, byle tylko skrócić jakoś naszą podróż do Justina.

Obie wysiadłyśmy z wozu. Stałam w bezruchu wpatrzona w dom Biebera. Zdziwił mnie widok braku pojazdu chłopaka na podjeździe, no ale od czego są garaże. Ale bardziej zdziwiły mnie zgaszone światła. Wszędzie było kompletnie ciemno.

- Wiesz coś o tym?- Spytałam przyjaciółki.

- Niby skąd?- Wyraz jej twarzy był podobny do mojego przez co stwierdziłam że faktycznie nic nie wie. Serce zaczęło mi mocniej bić, bo gdyby Justin miał odwołać to wszystko to dałby mi znać.

- Nie podoba mi się to.- Wyjęłam z kieszeni w torbie gaz pieprzowy bo mój scyzoryk jest gdzieś na dnie. Ruszyłam w kierunku domu.

- Stój!- Zatrzymała mnie blondynka.- Zostań tu. Zobaczę czy drzwi od tarasu są otwarte. Daj mi scyzoyk.- To było dziwne. Ona coś wie, ale zostawiłam to dla siebie. Po dłuższym grzebaniu w torbie znalazłam i dałam jej ten scyzoryk i pozwoliłam odejść. Poczekałam 20 sekund i ruszyłam za Baldwin. Dziewczyny nie było, a drzwi tarasowe były zamknięte. Przestraszyłam się. Zaczęłam się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu przyjaciółki lub kogokolwiek kto mógłby jej coś zrobić. Chciałam wrócić do auta, jednak około 20 metrów ode mnie stała postać mężczyzny, poznałam płeć po umięśnionej sylwetce. Serce zaczęło mi bić mocniej, ścisnęłam bardziej gaz. Mężczyzna ruszył w moim kierunku, z moich ust wydobyło się ciche "o kurwa". Bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi tarasowych. Nie chciałam się odwracać ale byłam pewna że...ten ktoś za mną biegnie. O dziwo drzwi były otwarte. Zamknęłam je odrazu, oddychałam nierówno i szybko. Chciało mi się płakać nie wiem dlaczego. Gdy odsunęłam się od drzwi, światło nagle się zapaliło, przez kompletną ciemność na dworze i nagłe światło zostałam na chwilę oslepiona, jednak słuch miałam dobry.

- NIESPODZIANKA!!!

____________________________________________________________________

Dzień dobry!
Dłuuuugo nie było rozdziału, bardzo długo. Przepraszam za nieobecność ale nie mam jakoś weny, nie czuję tego ff, ale nie usunę go, bo chcę to robić. Lubię pisać i mam nadzieję że uda mi się napisać chociaż do 10 rozdziału.
Ale dość gadania.

Bardzo mnie ucieszyły wyświetlenia, i gwiazdki, ale brak komentarzy absolutnie nie motywuje!
Proszę nawet o kropkę! Żebym wiedziała że ktoś jest na bieżąco i czyta te moje głupoty!
Nie będę narzekać jeśli pojawią się dłuższe komentarze, a nawet jeśli napiszcie jakieś uwagi, bo może coś się źle czyta, coś nie tak.
Dopiero zaczynam więc piszcie śmiało!
Sama zauważyłam rzeczy które będę starała sie poprawić więc oby się udało.

DOBRA!
Zapraszam do komentowania, udostępniania, a jeśli jeszcze nie widziałeś/aś zwkastunu do tego opowiadania, to zapraszam do linków podanych w opisie opowiadania

Dziękuję że wpadłeś/aś!
Do następnego
/Simba

środa, 23 marca 2016

Rozdział 1

Poczułam lekkie turbulencje więc stwierdziłam, że lądujemy. Po chwili wszyscy ludzie w samolocie zaczęli zabierać swoje bagaże podręczne i powoli wychodzili z samolotu, kierując się na lotnisko. Hailey wysłała mi sms'a że czeka na mnie przed budynkiem. Odebrałam swoje walizki, kilka razy sprawdzając czy na pewno wszystko mam. Tłum ludzi nie pozwalał mi spokojnie wydostać się z lotniska, nie miałam najmniejszej ochoty czekać parunastu minut aż ludzie wejdą do swoich samolotów lub po prostu wyjdą z budynku. Wolałam przepychać się między turystami, starcami, dziećmi i młodzieżą aby jak najszywciej wyjść. Kiedy wreszcie udało mi sie wydostać, wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie czas przed moim wyjazdem. Spacery po plaży z przyjaciółmi, wspólne gotowanie z Pattie, zabawy z Jaxonem i Jazzy. Uśmiechałam się lekko wspominając dawne chwile, lecz kąciki moich ust powędrowały wyżej kiedy niedaleko zobaczyłam szczupłą blondynkę, która stała przy białym BMW, którego nigdy przedtem nie widziałam. Przyglądała mi się prawie płacząc. Jak zawsze stylowo ubrana, idealnie do pogody, teraźniejszej mody oraz figury. Chwyciłam walizki i szybkim krokiem ruszyłam w stronę przyjaciółki.
- Strasznie się stęskniłam. - Powiedziała przytulając mnie mocno.
-Ja też... - Trochę to smutne że na lotnisko przyjechała po mnie przyjaciółka a nie rodzice, a raczej tata. Jednak praca w studiu nagraniowym ma swoje wady jak i zalety. Wadą jest ciągły brak czasu dla rodziny, a zaletą jest kupa kasy. A w tych czasach czego ludzie nie zrobią dla pieniędzy...
Spakowałam bagaże na tylne siedzenia oraz jedną dużą do bagażnika. Poczułam sie jakbyśmy wracały z centrum handlowego bądź z plaży. Przypominając sobie to zaproponowałam przyjaciółce wypad do sklepów, chciałam odpocząć, położyć się w swoim łóżku i przespać resztę tego dnia. Jednak mój powrót tak mnie uszczęśliwił, że nie udałoby mi się wysiedzieć w miejscu a co dopiero zasnąć. Wsiadłam do wozu Hailey, uśmiech nie znikał z jej twarzy. W drodze do mojego domu, słuchałyśmy radia,głośno śpiewając słowa które znamy. To miejsce nie zmieniło się aż tak, od czasu mojego wyjazdu. Zauważyłam tylko kilka nowych sklepików, nic więcej. Tak samo kolorowe budynki przyciągające wzrok większości ludzi, wysokie palmy, które podziwia każdy turysta, pełno samochodów. Przypadkowi przechodnie, którzy zwracali na nas uwagę, ponieważ muzyka była dość głośna.
Dotarłyśmy na miejsce, na podjeździe nie było samochodu taty, więc pewnie jest w pracy. Ale pewnie zwolniłby się gdyby wiedział o moim powrocie.
-Powiedziałaś mojemu tacie że wracam?- Spytałam blondynki. Patrzała na mnie w wielkimi oczami, na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, więc bez wątpienia mogłam powiedzieć, że moja obecność w domu będzie dla niego niespodzianką i szokiem. Podeszłam do ciemnych, dębowych drzwi, po chwili z całej siły uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni. Przecież nie mam kluczy. Stałam tak chwilę zdając sobie sprawę ze swojej głupoty. Przypomniałam sobie o zapasowym kluczyku. Spojrzałam na dzwonek do drzwi, po chwili zdjęłam plastikową część chroniącą małe kabelki. Tak jak myślałam, znajdował się tam klucz. Przekręciłam go w zamku, po czym otworzyłam ciężkie drzwi. Tu też nic się nie zmieniło mimo, że tata już dawno chciał zrobić remont. No cóż, chyba czas najwyższy wreszcie się za to zabrać. Ściany były żółte, podłoga jasna, meble były pomarańczowe, co dawało ochydny efekt. Kuchnia była zielona, a szafki i krzesła brązowe. To natomiast razem wyglądało całkiem dobrze, jednak bez wątpienia w tym tygodniu pojadę z tatą na zakupy. Trzeba to jak najszybciej zmienić. Mimo to jednak kochałam to wnętrze. Miało swój własny urok, zwłaszcza kominek, na którym były nasze rodzinne zdjęcia. Od lewej, ja, Hailey i mój tata razem na zdjęciu, potem mała ja. Na samym środku była mama, w ciąży, obok w szpitalu ze mną na rękach, jeszcze obok mama z tatą. Całkiem po prawej byłam ja z tatą. Sam ten widok sprawił, że chciało mi się płakać.Jestem bardzo dumna z taty, że radzi sobie bez mamy, mimo ogromnej tęsknoty.
Wzięłam głęboki oddech, odsuwając swoje myśli gdzieś na bok, powracając do rzeczywistości. Złapałam walizki i poszłam na górę, do swojego pokoju.
Jak zawsze idealny. To moja świątynia. Sama go zaprojektowałam, jest bardzo kreatywnie i modnie zrobiony. Ściany są koloru białego, na pierwszy rzut oka widać wielkie łóżko, idealnie pościelone, kołdra w kolorze siwym, do tego miękki czarny kocyk. Na ścianie nad łóżkiem było mnóstwo zdjęć, moich z Justinem, z Hailey, z tatą, z idolami, których udało mi się spotkać, oraz zdjęcia mojego autorstwa, które wyszły jak profesjonalne instagramowe zdjęcia. Obok było biurko, a na nim idealny porządek, potem szafa, w której nie znajdowało się absolutnie nic, ponieważ wszystkie moje ciuchy są w walizkach. No i moja ulubiona część pokoju: ogromne okno z wielkim parapetem, dużą ilością poduszek i kolejnym miękkim kocykiem tym razem w kolorze białym. To miejsce idealne na letnie, jak i zimowe wieczory, na seriale i plotki z przyjaciółką. Wszystkie elementy godne zauważenia były oświetlone "białymi", małymi lampkami. Postawiłam walizki przy szafie, następnie rzuciłam się na łóżko. Mruczałam coś pod nosem z wygody, zamknęłam oczy. Powoli odpływałam ale mam przecież przyjaciółkę, która rzuciła się na mnie.
-Auuu...-Mruknęłam kiedy poczułam łokieć Baldwin na moich plecach.
-Idziemy. -Powiedziała...-Wstawaj!- Naprawdę czasem jej nie rozumiem.
-Kobieto, dopiero wróciłam...- Starałam się ją jakoś przekonać.
-No i co mnie to obchodzi, wstawaj!-Przerwała mi
-Gdzie chcesz iść?- Podparłam się na łokciach.
-Do galerii...-Odpowiedziała. No tak, przecież sama jej to zaproponowałam jakiś czas temu.
-Nie możemy jutro?-Próbowałam ją przekonać.
-Nie. Obiecałaś.
-Proszę!- Dziewczyna nie odpowiedziała, stała przy drzwiach czekając aż wstanę.
-Nigdzie nie idę.- Patrzałam na nią. Dziewczyna nie zwracała uwagi na moje słowa.-Dobra...- Przewróciłam oczami- Ale wstąpimy do studia mojego taty.-Wysłałam Hailey wrogie spojrzenie wychodząc z pokoju.-Właściwie to podjedziemy też do Pattie...- Zabrałam torbę w której miałam najważniejsze rzeczy takie jak pieniądze, klucz do domu, dokumenty i power bank'a. Baldwin odpaliła wóz, natomiast ja zamknęłam dom, po chwili do niej dołączyłam. Wspominając o Pattie, przypomniał mi się Justin. To dla niego tu wróciłam. Dla Hailey też, ale Justin jest głównym celem. Muszę do niego zadzwonić o ile nie zmienił numeru, muszę się z nim spotkać, nawet i dzisiaj. Porozmawiam z Pattie o ich relacjach, czy w ogóle rozmawiają, czy zna tych ludzi, czy to wszystko to prawda.
-Mia!- Znowu się zamyśliłam.
-Hm?- Spojrzałam w jej stronę.
-Pytałam gdzie najpierw jedziemy.
-Jedź do studia.
-Kiedy pogadasz z Bieberem?- Zdziwiłam się, że zaczęła ten temat. Zupełnie jakby wiedziała o czym myślę. Zastanawiałam sie czy powiedzieć jej, czy może nie. Znam ja dobrze i wiem że bedzie chciała być wtedy ze mną, a na to niestety nie mogę sie zgodzić.
-Chcę dzisiaj do niego zadzwonić, a jeśli chodzi o spotkanie to jeszcze nie wiem.- Dziewczyna zmrużyła oczy, oznacza to ze myśli.
-O której..
-Nie.- Przerwałam jej.
-No ale...
-Nie pójdziesz ze mną Ley.
-Dlaczego?!- Powiedziała piskliwym głosem. Buntuje się. Ma do mnie pretensje jakby był koniec świata.
-Bo muszę z nim porozmawiać w cztery oczy. Przecież i tak ci wszystko opowiem.
-Tez dawno sie z nim nie widziałam.
-Hailey, spotkasz sie z nim, ale nie teraz. Co ci tak zależy?
-Nie wiem! -Zaczęła wymachiwać rękami, przez co przestraszyłam sie trochę. Blondynka jest dobrym kierowcą, ale kiedy ma obie dlonie na kierownicy. Na szczęście udalo jej się zdać, lepiej żeby miała ten dokument na dlugi czas. Kompletnie jej nie rozumiem. Na początku sie spiera, kłóci, że nie może się spotkać, malo co nas nie zabije, wydłubie oczy, ale potem dwa magiczne słowa które całkowicie oglupiają tę rozmowę, powodując brak chęci na dalsze jej ciągnięcie "nie wiem". Czy ona przypadkiem nie ma okresu?
Wzięłam głęboki oddech powoli wypuszczając powietrze. Zamknęłam oczy, starałam sie rozluźnić.
- Już jesteśmy. - Powiedziała. Naprawdę nie poznałam wytwórni taty? Nie ważne. Odpięłam pas, po chwili wysiadłam z wozu. przed wejściem stał Rick, ochroniarz budynku. No i mój przyjaciel. Może to sie wydawać dziwne że przyjaźnie się z napakowanym facetem, w dodatku ochroniarzem. Pamiętam ten "szacun" w podstawówce i gimnazjum, kiedy Rick mnie odprowadzał do szkoły, bo tata nie mógł. Spędzał ze mna czas kiedy tata nie mógł się mną zająć.
-Rick!- zawołałam wielkiego człowieka. Odwrócił się.
-Mia? -Spytał zdziwiony.
- No a kto?- Odpowiedziałam śmiejąc się, chwilę później jego wielkie ramiona obejmowały moje drobne ciało. - Jest tata?- dodałam.
- Tak,u siebie. - Mężczyzna otworzył nam drzwi, weszłam więc do środka. O dziwo było tam pusto, kierowałam się w stronę schodów, windę omijałam szerokim łukiem ze względu na moją klaustrofobię. Mimo stękań, jęków i narzekania Hailey, wspinałam się na 8 piętro, gdzie znajdowało sie biuro taty, w którym najprawdopodobniej się znajdował. Chciałam zobaczyć jego minę, kiedy mnie zobaczy. Czy bedzie szczęśliwy, czy może zmieszany. Nie mam pojęcia, jednak mam nadzieję że brak informacji od strony Baldwin, na temat mojego powrotu, nic nie zmieni w jego życiu. W najgorszej sytuacji mogę nocować u Hailey.
Stanęłam przed szklanymi drzwiami, na ktorych widniał napis "Mr.Blue". Nie powiem, zastanawiałam się nad wejściem do środka. Nie przez strach, ale przez stres. Stresowałam sie jak cholera, jego reakcją.
- Proszę. - Niski głos mojego ojca, dobiegł zza drzwi, kiedy wreszcie w nie zapukałam. Trzęsącą sie ręką nacisnęłam klamkę.
- Cześć tato. - Starłam się brzmieć bardzo naturalnie. Jego oczy rozszerzyły się, odrazu wstał ze swojego skórzanego fotela i podbiegł do mnie mocno przytulając. Cieszyła mnie taka a nie inna reakcja. Ale jak to ja, zawsze rozmyślam nad każdą opcją, złą, dobrą, dziwną, bardzo dziwną, nierealną lub tak żałosną ze aż śmieszną.
-Dlaczego wróciłaś? -Spytał odrywając sie ode mnie. To brzmiało niezbyt dobrze, jednak wiem że nie chciał.
-Przez Justina. Plotki nie dają mi żyć, muszę sie dowiedzieć o co chodzi. Wiesz coś o tym? -Postanowiłam rozpocząć moją przygodę. Najpierw informacje, od rodziny i znajomych. Na końcu Justin. Następnie dokładna analiza i wreszcie działanie.
-Wiem wystarczająco. Siadaj.-Hailey chyba znudziła się moją upartą osobą i poszła gdzieś...pewnie do auta. No cóż, lepiej dla mnie. Tata spoważniał, jego głos stał się niski, a nawet smutny. Opowiedział mi typową historię normalnego chłopaka który poznał nieodpowiednich ludzi, jednak zwróciłam uwagę na kilka rzeczy. Dowiedziałam się że mój wyjazd bardzo dotknął Justina, przez co imprezy i "złe" zachowanie przyciągnęło tych ludzi. Jednak ta informacja nie jest tą która najbardziej mną wstrząsnęła. Jego relacje z Pattie prawie nie istnieją. Już do niej nie przyjeżdża, nie rozmawiają. Przerażała mnie świadomość że chłopak który zarabiał pod teatrem, dla mamy teraz z nią nie rozmawia. To ona go wychowała, to ona zaprosiła swoich znajomych muzyków, dzięki którym Justin tak świetnie teraz gra i śpiewa. To ona jest jego matką. Nie wspominając o Jazmyn i Jaxonie, z którymi Bieber spędzał każdą wolną chwilę. Ale w tym momencie nie ma żadnej chwili nawet by zadzwonić lub napisać głupiego sms'a. Te dwie informacje dotknęły mnie najbardziej. Hailey może mnie przez to znienawidzić, bo odechciało mi się zakupów, teraz chciałam sie spotkać z Pattie i zadzwonić do Justina.
- Widzimy się w domu? O której kończysz?
-Mia, słońce. Wrócę późno, około 2...3 w nocy. Przepraszam cię...
- W porządku tato. Nigdzie sie nie wybieram przez conajmniej rok. - Uśmiechnęłam się szczerze. Nie byłam zła, w sumie to ja też nie mam czasu. - Jadę teraz do Pattie, potem może na zakupy z Hailey. - Opowiedziałam tacie mój plan, sama nie wiem dlaczego, bo go to nie obchodzi, jednak zawzięcie słuchał. Przybiłam z nim żółwika, jak kiedyś. Zawsze tak robiliśmy, na pożegnanie, kiedy nam coś wyszło...
- Zadzwonisz do Justina?
- Tak, jak tylko wrócę do domu.- Tata pocałował mnie w czoło, wyszłam z budynku żegnając się również z Rick'iem. Hailey czekała przy samochodzie,tak jak myślałam nerwowo tupała nogą. Wysłuchałam jej narzekań, na temat mojego jakże długiego pobytu w studiu, po czym wsiadłam do auta ignorujac jej piorunujące spojrzenie. Kazałam dziewczynie jechać do Pattie. Denerowałam się tym spotkaniem, nie wiedziała jak się zachować. Z uśmiechem spojrzeć jej w oczy i zacząć główny temat mojej wizyty, czy może na poważnie, bez owijania w bawełnę powiedzieć o co mi chodzi. Mijając dobrze znane mi budynki, coraz bardziej się denerwowałam, ponieważ wiedziałam, że niedługo będziemy na miejscu. Godzina wskazywała 16:22, posiedzimy tam do 17, potem wynagrodzę Hailey czas jaki musiała mi poświęcić, w galerii. Kiedy Baldwin zatrzymała się przed małym domkiem, udawałam zamyśloną, żeby tylko przedłużyć mój pobyt w aucie. Dziewczyna szturnęła mnie w ramię, najwidoczniej dała się nabrać. Niechętnie wysiadłam z pojazdu, stanęłam przed drzwiami, Hailey widząc mój strach, zapukała. Niska brunetka pojawiła się przed moimi oczami, uśmiechnęła się szeroko, po chwili mocno mnie tuląc. Kobieta zaprosiła nas do środka, od razu zauważyłam wielki kominek, na którym znajdowało się pełno zdjęć Justina, z dzieciństwa, oraz przed kilku lat. Widać, że Pattie go kocha, mimo krzywdy jakiej jej sprawia, Justin nadal będzie dla niej osobą za którą miałby oddać życie. Hailey poszła do salonu, zajmując się telewizorem, natomiast ja i Pattie zajełyśmy kuchnię.
- Nie przyszłaś tu tylko żeby mnie odwiedzić prawda?- Nie spodziewałam się takiego powitania, ale to dobrze ze wie czego się spodziewam. Kobieta widząc moją zakłopotaną minę uśmiechnęła się ciepło, usiadła obok mnie przy wyspie kuchennej. Postawiła przede mną szklankę z sokiem pomarańczowym. Patrzała na mnie, uśmiechając się, dokładnie obserwowała moją twarz, jakby coś sie we mnie zmieniło lub miałaby coś z niej wyczytać. Jednak chyba moje zdziwienie nie pozwalało jej na to, wzięłam więc głęboki wdech i rozpoczęłam męczący mnie temat.
- Więc...odzywacie się do siebie? Widujecie czasem?- Pattie kiwnęła przecząco głową, nie chciałam tego.- Wiesz dlaczego?- Kobieta milczała, popijając nerwowo sok.- Chcę wam pomóc, a nie dam rady bez twoich informacji.- Brnęłam w to dalej. Tym razem ona wzięła głęboki wdech. Zaczęła swoją wersję od mojego wyjazdu, potem że Justin nie wiedział co robić, więc zaczął chodzić na imprezy. Historia jak każda inna, więc mogę być spokojna, że nikt nie wymyśla swoich wersji.
- Od tamtego czasu załatwiałam spotkania, małe koncerty żeby tylko nie chodził na te imprezy ale spotykał się z nimi mimo to. Martwiłam się o niego, kiedy poznałam tych ludzi...oni go zmienili. Mia nie mieszaj sie w to, oni są niebezpieczni.- Ostatnie słowa spowodowały przyspieszenie mojego tętna. Co miała na myśli mówiąc ze są niebezpieczni? Muszę dokładnie przemyśleć zanim coś zrobię.
Do 17:12 rozmawiałam z Pattie, spytałam też o Jazmyn, Jaxona ale i o Jeremy'ego. Powiedziała ze Justin spotyka się z ojcem i to dość często, zdażyło się nawet kilka wypadów razem do znanych klubów. Co do młodszego rodzeństwa nic na szczęście sie nie zmieniło i chłopak nadal sie z nimi spotyka, bawi.
Pożegnałam się z brunetką, już miałam wychodzić, kiedy złapała mnie za nadgarstek.
- Obiecaj mi ze się w to nie wmieszasz. - Patrzała mi prosto w oczy, prawie płacząc. Niestety musiałam jej odmówić, nie chciałam jej okłamywać, ale nie dałabym rady zostawić go z tym. To moja wina że jest tak jak jest i ja to naprawię. Kobieta pocałowała mnie w czoło, po chwili znikając za drzwiami. Zrobiło mi się smutno, ale ona chyba rozumie co mam na myśli robiąc coś takiego. Stałam tak patrząc się tępo w drzwi. Głośny ryk, samochodu przyjaciółki lekko mnie rozbudził. Wsiadłam do środka, zapięłam pas. Hailey znudzona patrzała na mnie czekając na nowy adres.
- Kerunek galeria.- Jej oczy otworzyły się szeroko. Dziewczyna ruszyła dość gwałtownie przez co poleciałam do tyłu. Miło jest patrzeć na uśmiechniętego przyjaciela. Postanowiłam zapomnieć na razie o Justinie i zająć się Hailey, w końcu również dla niej tu wróciłam.
Obeszłyśmy całą galerię, pod koniec jak zawsze lądując w Maku. Dziewczyna z siedmioma torbami, ja z trzema. Ona z jedną bułką i colą, ja z dwiema, shake'iem i mrożoną kawą. Jednak różnimy się w pewnych rzeczach. Blondynka nie miała dość zakupów, ale mój brak czasu oraz jej brak sklepów nie pozwalały nam na dalsze działanie...dzięki Bogu.
-Kiedy kolejne zakupy?- Spytała z pełną buzią jedzenia.
-Kiedyś... - Wyglądałam pewnie śmiesznie patrząc na nią skrzywiona, jednak to z niej śmieją sie ludzie. Modelka, idealne ciało, piękna twarz...a żre jak świnia.
Zapakowałyśmy torby na tylne siedzenia, chciałam poprowadzić jednak nie pozwolono mi. W tym jednak jesteśmy podobne że nie dajemy tak łatwo kierownicy. Nawet sobie. Zwłaszcza po moim przymknięciu oka, na tatę. Dałam mu raz, poprowadzić moje auto, chevrolet'a camaro. Niestety już do mnie nie wróciło. Płakałam gorzej niż małe dziecko w sklepie kiedy mama nie chce kupić mu lizaka, albo kiedy nowy telefon, świeżo odpakowany, strasznie drogi, wypadnie ci na kamienie, niszcząc przy tym dotyk. To był dla mnie cios w serce kiedy dowiedziałam sie że moje auto idzie na złom. Nie pytałam nawet o mojego tatę.
Wracając do domu znowu śpiewałyśmy, zwracając uwagę ludzi, śmiałyśmy się z siebie...i z ludzi. Czułam sie jak dawniej. Brakowało mi tego. Dojechałyśmy pod mój dom, pożegnałam się z Baldwin, zabierając przed tem torby. Otworzyłam drzwi, chowając zapasowy klucz na swoje miejsce. Weszłam jeszcze do kuchni, biorąc z lodówki karton soku pomarańczowego i poszłam na górę do swojego pokoju. Odstawiłam zakupy obok bagaży, załamałam sie kiedy przypomniało mi się że muszę się rozpakować i zadzwonić do Biebera. Wypiłam kilka łyków, usiadłam na miękkim łóżku, wyciągnęłam telefon. Strasznie trzęsły mi się ręce. Upiłam jeszcze kilka łyków, wybrałam numer chlopaka modląc się, żeby nadal byĺ aktywny. Zastanawiałam sie czy napewno nacisnąć zieloną słuchawkę, zrobiłam to po chwili.
- Halo?- Usłyszałam nieznany mi głos.
_____________________________
Witam.
Jak obiecywałam jest 1 rozdział, jest długi. Za błędy przepraszam ale pisze na telefonie, w dodatku o 2 w nocy a mam na 8 do szkoły.
Mam nadzieję że rozdział się podoba, czekam na komentarze!
Linki do wattpada, oraz do zwiastunu, przez który większość z Was pewnie tu trafiła znajdują się w opisie opowiadania :)
Za kilka dni Święta Wielkanocne, więc życzę Wam już smacznego jajka czy coś.
2 rozdział nie mam pojęcia kiedy, ale chcialabym dodawać je systematycznie.
Czekam na komentarze, jak się podoba, czy jest w miarę dobrze, czy macie jakieś uwagi, to bardzo motywuje!
Trzymajcie się ciepło i do następnego!
/ Simba

środa, 2 marca 2016

Prolog

My-Ludzie, jesteśmy dziwnymi istotami. Mamy różne zainteresowania, hobby, czujemy różne rzeczy: kochamy, smucimy się, złościmy. Poznajemy innych, niektórzy  z nich stają się naszymi przyjaciółmi. Popełniamy mnóstwo błędów. Jednych nie da się naprawić, jedynie złagodzić, ale drugie mogą zniknąć na długi czas. Jednak nic nie dzieje się samo, więc my musimy zadbać, żeby te błędy zniknęły. Mój przyjaciel, idol nastolatek z całego Świata, artysta, chłopak z ogromnym talentem, zaczynający od niczego, będący właśnie w najgorszej sytuacji dla każdego piosenkarza, Justin Bieber. Kto by pomyślał, że w ciągu trzech miesięcy, podczas mojego wyjazdu do Londynu, w celu rozwijania muzycznego i artystycznego hobby, może zmienić się tak wiele? Bieber-według plotek, niestety nasz kontakt zniknął w drugim miesiącu mojego pobytu w UK, więc plotki są moim źródłem informacji-na jakiejś imprezie, poznał kolegów, których nazywa "przyjaciółmi", każdy z nas ma taki okres w życiu, kiedy na jakiś czas popada w "złe towarzystwo". Według tych właśnie plotek, Justin jest w tym okresie życiowym. Ma za sobą pierwszy raz z ziołem, kreską i innymi tego typu rzeczami, alkohol tak samo. Jednak jak już mówiłam, to tylko plotki. Jestem właśnie w samolocie, mam zapięte pasy ponieważ za niecałe 5 minut ląduję. Wróciłam tu by dowiedzieć się  dokładnie o tej sprawie. Co tu się wyprawia, czy te plotki to prawda, albo chociaż po części. Rzuciłam pracę specjalnie dla Justina, chcę mu pomóc z tego wyjść. Jak tylko spotkam się z nim, dowiem paru rzeczy, pomyślę nad wszystkim i pomogę mu. Choćbym miała sobie wypruwać flaki, choćby miał mnie znienawidzić, wyjdzie z tego. Jest moim przyjacielem od dzieciaka, nie pozwolę mu się stoczyć. Nie będzie to łatwe zadanie, ale nie poddam się. Justin jest moim całym życiem.
_________________________________________________________________________________
Dzień dobry! 
Krótkie, bo krótkie...ale to tylko początek! 
Niedługo pojawi się pierwszy rozdział, nie będzie on taki krótki więc spokojnie :D Mam nadzieję, że mimo tego takiego wstępu jakoś polubicie tą historię. Pod następnym postem będzie kilka informacji, kilka linków i wgl.
Proszę piszcie w komentarzach czy przez taki prolog jakoś macie ochotę na tego ff, to bardzo motywuje ♥
Trzymajcie się ciepło i dziękuję za zainetesowanie c: /Simba