piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 3

Około setka osób wychyliła się zza mebli. Byłam przestraszona, wściekła, ale gdzieś we mnie tkwiła radość i szczęście. Nikt nigdy nie zrobił mi czegoś takiego, to naprawdę miłe. No i Hailey zadziwiła mnie swoim talentem aktorskim. Baldwin jest bardzo inteligentna, ale nie często można to zauważyć, głównie przez jej teksty i zachowanie. Wzrokiem szukałam Justina, bo to on za to wszystko odpowiadał. Chciałam mu podziękować za sam ten pomysł, za wykonanie, że wszystko wyszło idealnie, a ten chłopak, który za mną szedł naprawdę się spisał. W sumie nawet nie wiedziałam z jakiego powodu ta "niespodzianka". Nie mam urodzin, w najbliższym czasie... no i nie miałam.
Głośna muzyka rozbrzmiała po całym domu, nie czekając dłużej aż tłum roztańczonych nastolatków mnie ztaranuje lub co gorsza ktoś zachce ze mną zatańczyć, ruszyłam przed siebie przepychając się przez ludzi. Trafiłam do kuchni. Pełnej plastikowych kubeczków a dookoła jeszcze więcej przeróżnych alkoholi. Jednak wódki było chyba najwięcej. Nie było tu jeszcze ludzi, jednak wolałam opuścić to pomieszczenie bo impreza dopiero się zaczęła więc zaraz połowa się tu zleci. Weszłam na piętro. Sprawdzałam po kolei każdy pokój. W jednym jest pełno torebek dziewczyn, kurtek i bluz więc to pomieszczenie pewnie służyło jako "szatnia". W nastepnym jakaś para, zgaduję że pod wpływem narkotyków oraz alkoholu, nawet nie zwracając na mnie uwagę całowała się, rozbierając przy tym. Stwierdziłam że to dla mnie zbyt wiele więc po prostu wyszłam. Kolejny pokój był cały zadymiony. Zapach ten był mi dość znany. Marihuana. To bardzo specyficzny zapach, inny od tytoniu. A nawet zdrowszy. Od samego dymu zakręciło mi się w głowie, chciałam wyjść, jednak musiałam sprawdzić kto kryje się za tymże dymem, mógłby to być Jus Szłam przed siebie jakby we mgle. Z każdym oddechem dym wlatywał do moich płuc, byłam pewna że kiedy wyjdę, będzie mi do śmiechu. Dotarłam do łóżka. Było tam pięciu chłopaków, roześmianych i nieco przymulonych. Niestety śmiałam się razem z nimi. Patrzałam na ich twarze jednak nie było tam Biebera. Byłam zbyt roześmiana, więc oddychałam częściej i głębiej przez co dym pojawiał się w moich płucach w większej ilości. Juź złapałam za klamkę, kiedy jeden z nich mnie zatrzymał. Odwróciłam się. Brunet, całkiem przystojny, równie roześmiany co ja, podał mi jedno z ich " skarbów" nie odmówiłam i porządnie się zaciągnęłam. Przez pięć sekund trzymałam w płucach dym, po czym uśmiechnięta od ucha do ucha wypuściłam go. Chłopak odtworzył mi drzwi i machnął ręką ku wyjściu niczym gentelman. Wyszłam więc, kontynuowałam moją przygodę szukania właściciela tego domu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nigdzie go nie było, postanowiłam poszukać go na dworze, jednak najpierw pokierowałam się do kuchni by zabrać ze sobą kubek pełen alkoholu. Ku mojemu zdziwieniu znajdowała się tam moja przyjaciółka.
- Mia! Tu jesteś! - Uśmiechnęła się. Nie chciałam żeby zauważyła moje zapewne powiększone źrenice więc poprosiłam ją by zrobiła mi drinka. Baldwin podała mi plastikowy kubek pełen trunku. Wzięłam łyk i kiwnęłam twierdząco, na znak że dobre. -Tylko Ty nie pij! Nie wiem czy znajdziemy kierowcę!- Ostrzegłam ją.
Kiedy miałam już coś w ręce mogłam wyjść na dwór. Przed domem również go nie było więc ostatnim miejscem które mi zostało było podwórko na tyłach domu. Obrazu tam ruszyłam. Słyszałam śmiechy. On musiał tam być.
- Justin?- Zapytałam dochodząc do celu. Przez głośne śmiechy jednak nikt mnie nie usłyszał.- Hej.- Powiedziałam po czasie. Doczekałam się chwili ciszy więc postanowiłam ją przerwać, zanim zrobiłby to ktoś inny.
-Witaaam!- Jakiś chłopak pod wpływem alkoholu postanowił przywitać się pierwszy.
- Cześć. - Powiedziałam krótko.
- Podobała się niespodzianka?- Justin ruszył w moją stronę.
- Wiesz...nie musiałeś zapraszać tylu ludzi, planować takiej akcji...Myślałam że to zwykłe spotkanie, z alkoholem ale jednak. Ale mimo to szukałam cię po całym domu żeby Ci podziękować. W sumie...z jakiej to w ogóle okazji?- Miliard słów wyszło z moich ust.
- To nie był mój pomysł.- Powiedział.
- A czyj?- Zdziwiłam się.
-Maejor'a...- Wskazał na chłopaka obok, który uśmiechnął się szczerze.
-W takim razie dziękuję. -Odwzajemniam uśmiech.- Ale nadal nie wiem... dlaczego to wszystko?
-Bo wróciłaś. Imprezka powitalna! Justin nam dużo o tobie opowiadał, poza tym już dawno nie mieliśmy żadnej imprezy więc to jest też idealna okazja.- Wytłumaczył Maejor. Nie wiedziałam co powiedzieć. Koledzy Justina urządzają jakieś przyjęcia. To moje pierwsze spotkanie z nimi, a skoro mam już taką okazję to wykorzystam ją. Pogadam z nimi, spędzę czas. Nigdy nie chciałam oceniać ludzi po wyglądzie i "plotkach" więc zacznę działać.
- Jejku...w takim razie dziękuję.
-I jak się bawisz?- Dodał czarnoskóry chłopak z którym chyba miałam przyjemność rozmawiać przez telefon. Miał dredy, mimo wieczoru, miał okulary przeciwsłoneczne, a na zębach złote nakładki?
- Cóż...nijak.- Stwierdziłam po chwili.
- Co to znaczy? Masz alkohol i się nie bawisz?
- Jak widać wypiłam i wypaliłam za mało żeby...
- Paliłaś?- Przerwał mi Justin.
-Tak...Zabronisz mi palić?- Zacytowałam go.
-Owszem.- Po chwili namysłu odpowiedział.
- Robię ze sobą co chcę Bieber. Miłej zabawy.-Lekko wkurzona wróciłam do domu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Poczułam uścisk na nadgarstku, po czym ktoś pociągnął mnie z powrotem na dwór.
- Czego chcesz...- Mruknęłam.
- Przepraszam.
-Za co?
- Już rozumiem. Martwię się o ciebie, tak jak ty o mnie, dopiero teraz to zauważyłem. Przepraszam. Proszę, zrób to dla mnie i spędź z nimi trochę czasu. Chodź, przejdziemy się. - Justin pociągnął mnie w stronę drzwi frontowych. Wygrałam. Udało mi się zdobyć chwilę, na poważną i dłuższą rozmowę. Brawo ja!
-Musisz mi wyjaśnić kilka rzeczy Jus.
- Nie mam innego wyjścia M. Mów.
- Naprawdę im ufasz? Nie myślisz że oni chcą cie jakoś wykorzystać. Justin chciałeś od zawsze śpiewać, masz mega karierę, przez co media wiedzą o twoich wybrykach. Nie przeszkadza ci to? Kurde...
- Na początku tak myślałem, ale wiesz...z czasem jednak...kiedy spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem to poznałem ich. Są serio spoko, dlatego ciągle ci mówię żebyś zrobiła to samo. Zobaczysz czym się zajmują. To dla mnie też było chore, wyścigi, imprezy...czad.
- A pomyślałeś o Beliebers?- Chłopak zamilkł. - Tak myślałam. Wejdź na Twittera. Martwią się, boją się o ciebie. Justin dobrze...spędzę z wami trochę czasu, ale wiedz, że nie zaufam im tak jak ty. Zmienili Cię. To nie jest ten sam Justin. Ale gdzieś tam- Zastukałam palcem w jego klatkę piersiową - Jesteś dawny ty. Pomogę ci, jeśli będzie trzeba. - Nie powiedziałam mu wszystkiego, ale na to będzie jeszcze czas. Teraz wystarczy pobyć trochę z nimi.
Nie lubiłam takich rozmów, wszystko się powtarza, mówimy sobie to samo, przytakujeny a i tak nic się nie dzieje. Czekam na ten moment aż coś się wydarzy, coś wyjdzie na jaw. Narazie jak widać nic na to nie wskazuje.
-Mia...-Chłopak przerwał długą ciszę.
-Hmm?- Nie patrzałam na niego, mój wzrok przykuły brudne, szare nike tanjun, które już dawno powinnam umyć.
- Jutro jest wyścig. Chcesz mi towarzyszyć? - Powiedział wprost. Lubiłam takie rzeczy, ale w filmach. Nigdy bym nie pomyślała że będę miała okazję uczestniczyć w wyścigach ulicznych. Oczywiście jako osoba towarzysząca. A z drugiej strony... pewnie chłopaki też tam będą, a miałam ich poznać. No cóż. Zgodziłam się.
Na twarzy przyjaciela pojawił się szczery uśmiech, przez który i ja automatycznie się usmiechnełam.
-Co?- Spytał ukazując rząd białych zębów.
-Nic, tylko...strasznie się cieszę że cię mam.- Przytuliłam chłopaka, który po chwili również mnie objął. - Strasznie tęskniłam.
-Ja też M.
- Piłeś? - Spytałam od tak.
-Tak, a co?
-Wiem, że to wszystko się dopiero zaczęło ale...chciałabym wrócić do domu.
- A Hailey?
-Pewnie i tak wypiła. Zgaduję że znajdziesz ją rano gdzieś w krzakach...całą zarzyganą...
- Doobra...Zapytam chłopaków. -Na ostatnie słowa serce podeszło mi do gardła. Owszem rozmawialiśmy o spotkaniach i wgl...ale nie spodziewałam się że on przyjmuje to na luzie...I tak szybko to ruszy. Miałam nadzieję że każdy z nich wypił dużą ilość alkoholu i nie jest w stanie prowadzić.
-Yo! Ryan! Piłeś? - Na moje nieszczęście chłopak zaprzeczył. - Odwieziesz M do domu?
-Hailey też...-Dodałam szybko. Justin jedynie kiwnął twierdząco głową.
-Co? Przecież dopiero co się wszystko zaczęło.- Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 20:28.
-Okay...zostaniemy do dziewiątej. Tylko proszę nie pij.-Chłopak uniósł ręce ku górze w geście obronnym. Ryan wydaje się być spoko, jednak pozory mylą. Potrzebuję czasu.
Weszłam do domu Biebera. Pijani, spoceni ale rozbawieni ludzie tańczyli w rytm muzyki. W powietrzu czuć było alkohol, tytoń...Nie przeszkadzało mi to, jednak trochę utrudniało szukanie przyjaciółki. Rozpraszało mnie.
Weszłam do kuchni -tam gdzie ją ostatnio widziałam. Nie było jej. Westchnęłam uświadamiając sobie, że muszę jej szukać. Ona może być wszędzie.
-Hailey? -Podeszłam do drzwi łazienki. Były zamknięte. -Ley, jesteś tam?- Po chwili drzwi się otworzyły a moim oczom ukazała się blondynka. Wycierała dłonią mokre od łez oczy, oraz usta.
Nie powiem przestraszyłam się.
-Mogłam nie mieszać.-Odetchnęłam z ulgą i usmiechnełam się szeroko.
-Chodź na dwór, świeże powietrze dobrze ci zrobi.- Wyprowadziłam przyjaciółkę na zewnątrz, gdzie jej organizm dokończył swoje. Dziewczyna ledwo trzymając się na nogach kierowała się w stronę swojego wozu.
- Sory że ci przerywam to trudne zadanie ale...co ty robisz?- Patrzałam na Baldwin nieco przerażona aczkolwiek wiedziałam że w takim stanie nawet nie usiądzie za kółkiem. Jeśli w ogóle uda jej się otworzyć wóz. Westchnęłam tylko i poszłam po nią.- Skończyłaś? To fajnie, tak się składa że mamy kierowcę.- Pomogłam Hailey usiąść na chodniku. Chodnik po prostu wydał mi się mało niebezpieczny. Nie spadnie z niego, a nawet sobie poleży. Mając nadzieję że nie będę żałowała zostawiając jej tutaj samej, szybkim krokiem ruszyłam za dom, po Ryana czyli naszego kierowcę. Chłopak był gotowy, Justin jeszcze tylko złapał go za ramię i mówił dość poważnie co sądziłam po minie. Ryan przytaknął stanowczo i razem wróciliśmy do prawie nie żywej blondynki leżącej na samym środku chodnika. Ostrożnie a zwinne wpakowaliśmy ją na kanapę samochodową i sami zajęliśmy miejsca z przodu. Zapiełam pas, Ryan tego nie zrobił, ale nie będę mu zwracała uwagi. Nie znałam go nie wiem jak reaguje na uwagi. Wydaje się być w porządku. Myślę że można mu ufać.
- Justin podał ci adres?- Chciałam przerwać panującą ciszę, więc wymyśliłam coś...akurat?
-Taa...Tylko jeszcze wstąpimy do Bola.- Odpowiedział.
-Kto to jest Bolo? Jeśli mogę wiedzieć.
- Nasz diler. - Więcej już nic nie mówiłam. Przez resztę podróży kompletna cisza i ciche chrapnięcie Hailey nie przeszkadzało mi ani trochę.
Dojechaliśmy na miejsce. Brunet pomógł mi wyciągnąć blondynkę z wozu. Podziękowałam grzecznie za odwiezienie i pomoc przy dziewczynie na co on puścił tylko oko i uśmiechnął się lekko a szczerze. Jeden z głowy...jeszcze siedmiu.
Hailey pół przytomna jako tako pomagała mi wejść do domu. W środku było ciemno więc albo taty nie było, albo już spał. Jakoś weszliśmy na piętro, położyłam przyjaciółkę na podłodze i przykryłam kocem, sama natomiast poszłam do łazienki po czym z wielką radością wskoczyłam do łóżka.
____________________________________________________________________
Jakoż że dawno nie było, dodaję nawet krótki.
Rozdział mi się nie podoba, ciągle to samo...
Kompletnie nie mam weny więc rozdziały będą...kiedy będą.
Będą lepsze, obiecuję.
Komentarze mile widziane!
/Simba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz