piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 4

Obudziłyśmy się trochę po jedenastej. A konkretnie obudziły nas zapachy gotującego się zapewne obiadu.
Niechętnie wyszłam z ciepłego łóżka i podeszłam do okna. Zwinęłam siwe rolety, po chwili słońce wleciało śmiało do pokoju oślepiając mnie jak i Hailey która automatycznie mruknęła. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. Miała bez wątpienia kaca. Zapach dochodzący z dołu nie pozwalał mi się na niczym skupić. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam z szafy czarny T-Shirt z szarym nadrukiem, jasne podarte jeansy i bieliznę, następnie weszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek.
-Wstawaj!- Rzuciłam w przyjaciółkę pudełkiem aspiryny. Dziewczyna jedynie jęknęła z bólu jaki jej sprawiłam głośnym krzykiem...i zapewne pudełkiem leku który trafił ją w głowę.- Czekam na dole pijaku.
- Dzień dobry.- Powiedziałam do taty, wchodząc do kuchni.- Co tam robisz?
- Ryż z warzywami. Twoje ulubione.
-O jaaaa!- Pobiegłam do taty niczym na obcasach i przytuliłam.- Kiedy gotowe?- Spytałam nie wiedząc czy jest sens robić jakieś późne śniadanie.
- 15 minut.- Wskazałam "okejkę" po czym nalałam wody do szklanki i postawiłam na stole czekając na przyjaciółkę. Jakiś czas później zeszła. Widząc przezroczystą ciecz od razu otworzyła pudełko z lekiem wrzucając dwie tabletki które po chwili zaczęły musować. Biedna złapała się za głowę. Dźwięk smażonych warzyw i mięsa sprawiał jej ból. Nie powiem rozbawił mnie ten widok. Odrazu przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Trzeba odebrać auto. No i dzisiaj jadę z Justinem na te wyścigi. Wcale mi się nie chciało. Ale może wydarzy się coś ciekawego? Od czasu mojego przyjazdu nie miałam okazji pobyć tylko z tatą. Obejrzeć filmy, obejść się popcornem, pogadać na dziwne tematy, albo wyjść na zakupy. Te ciuchowe. Te w których córki przymierzają ciuchy a ojcowie decydują i płacą. Brakowało mi tego. Mam nadzieję że najbliższe dni będę mogła poświęcić właśnie tacie.
Nasze leżakowanie w salonie przed telewizorem przerwał charakterystyczny dźwięk smsa
OD: Justin
Mam nadzieję że nie zapomniałaś o dzisiejszym wyścigu. Będę po ciebie o 20:00. Do zobaczenia Shawty.
Shawty...lubił tak do mnie mówić. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, a nawet...było to całkiem urocze.
-Kto to?- Spytała blondynka.
-Justin...napisał, żebyś nie zapomniała o aucie.- Skłamałam. Nie chciałam jej oszukiwać ale nie mogę jej ze sobą zabierać. Ona jest typem imprezowiczki. Kto wie jakby to się skończyło.
-Cholera!- Dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Obiad!- Chwilę później zawołał tata.Ucieszyłam się. Strasznie lubiłam to danie. Było idealne! Nie czekając na przyjaciółkę wybiegłam z pokoju, parę sekund później siedziałam już przy stole. Moje zachowanie przypominało 5 latka, ale tata uśmiechnął się szeroko, przez co nie czułam  się niepewnie ani trochę.
~*~
Dochodziła piętnasta, nie mając pojęcia co robić postanowiłyśmy pójść na plażę. Do zachodu jeszcze kilka godzin, ale to nas nie zatrzymuje. Pobiegłam do pokoju spakować potrzebne rzeczy i przebrać się w krótkie spodenki. Wychodząc powiedziałam tacie gdzie idziemy, oraz że wychodzę z Justinem o 20 i będę u niego spała. Nie miał nic przeciwko, jednak wiem, że wolałby spędzić ten czas ze mną. Też bym w sumie tak wolała, jednak nie wypada odmówić.
Na plaży było prawie pusto, na prawo grupka studentów rozpaliła ognisko, słychać było muzykę i głośne śmiechy. Widać dobrze się bawili. Na lewo zakochana para szła wzdłuż brzegu, gdzieś dalej jakaś pani bawiła się z psem. Usiadłyśmy "na tyłach" plaży, nie rozmawiałyśmy. Po prostu patrzyłyśmy się tępo na ludzi, morze, mewy, popijając mrożoną kawę za 3 dolary, kupioną w barze na plaży. Bawiłyśmy się piaskiem jak małe dzieci.
-Pamiętasz tamte klify?- Hailey przerwała nam tę ciszę. Wskazała na strome klify po prawej stronie. Skakał z nich jakiś chłopak.- Też tak skakałyśmy. Wtedy o mało co się nie zabiłam- Zachichotała cicho. Przytaknęłam jedynie na słowa blondynki.
-A pamiętasz tam- wskazałam na lewo- Kiedyś były tam konie. Zawsze kiedy tu przychodziłyśmy, wypożyczałyśmy dwa, ja czarnego, ty białego. Zawsze. Szkoda że już ich nie ma.- Teraz Baldwin przytaknęła. Siedziałyśmy tak wspominając nasze dzieciństwo. Kiedy Ley budowała babki z piasku a Justin je zdeptał. Hailey płakała, a ja goniłam Biebera. W końcu sam się przewrócił a ja włożyłam mu garść piasku do buzi.
To były cudowne czasy, szkoda że już nie wrócą.
Godzina wskazywała 19:17. Musiałam wracać żeby zdążyć na czas. Co prawda przebierałam tylko spodenki spowrotem na poprzecierane jeansy i ewentualnie poprawię makijaż i kucyk. Znając mnie wyrobię się idealnie na przyjazd Justina. Wstałam więc i otrzepałam się z piasku.
-Sorka...- powiedziałam czując na sobie ciężar i ciepło innego człowieka.
-Spoko.- Był to przystojny, wysoki brunet. Mam wrażenie że już go kiedyś spotkałam.
-Ummm...czy my się kiedyś  nie...
-Imprezka u Biebera? -Przerwał mi. Miał delikatny głos jak na faceta, ale pasował mu.
-A...może- zmrużyłam oczy chcąc przypomnieć sobie tamten wieczór.
-Jestem Tyler. -Chłopak podał mi rękę.
-Malia- Odwzajemniłam uścisk.- Jesteś w tej jego grupce?- Powiedziałam prosto z mostu, ale chyba nie przeszkadzały mu moje bezpośrednie pytania i wypowiedzi.
-Tak. Jestem jednym z ośmiu.- Zaśmiał się cicho. Kolejny wydaje się być w porządku.-Dzisiaj jest wyścig. Będziesz?- modliłam się żeby Hailey tego nie słyszała. Odwróciłam się dla bezpieczeństwa. Dziewczyna stała przy barze uważnie mnie obserwując.
-Tak...właśnie idę się szykować. A ty będziesz?- Czułam się jakbym rozmawiała ze starym znajomym.
-Zawsze jestem.- Odpowiedział. Cały czas się lekko uśmiechał, patrząc mi głęboko w oczy.-W takim razie..do zobaczenia.- Przytaknęłam jedynie i razem z Baldwin ruszyliśmy do domu.
-Kto to był? Idziesz gdzieś dzisiaj?- Zadawała pytania jedno po drugim.
-Tak, kolega Justina, tak wychodzę.
-Gdz...
- Do Justina. Ty idziesz ze mną, ale ja zostaję.- Odpowiadałam zanim skończyła a nawet zaczęła pytania.
-Po...
- Ty odbierasz auto, ja wychodzę z Justinem.
-Dlaczego...
- Bo chcę z nim pogadać na sama wiesz jaki temat.- Znowu skłamałam. Gdybym powiedziała jej o wyścigu pewnie wkręciłaby się jakoś i nie dawała spokoju do końca życia.
-Ughh...znowu zawracasz mu dupę, zamiast cieszyć się powrotem. Dziewczyno wyjdźcie gdzieś i spędźcie miło czas nie gadając tylko o jednym. Czaisz? Jutro wieczorem albo po jutrze rano zadzwonię i zdasz mi relacje a teraz idziemy do domu.- Biedna dziewczyna nie miała zielonego pojęcia jak jest. Ale wolę kiedy jest nieświadoma swojej wiedzy.
Nim się obejrzałyśmy byliśmy pod domem. Zaczęło się ściemniać, robiło się chłodno. Ponownie zmieniłam swój outfit, poprawiłam makijaż i fryzurę, spakowałam do torby potrzebne mi rzeczy. Schodząc po schodach usłyszałam rozmowę Hailey z moim tatą.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się o nią martwię.-
-Nie ma potrzeby Panie Blue...
-Za każdym razem gdy wychodzi, z Justinem, czy nawet z Tobą, zaczynam myśleć, że może już nie wrócić...
-Proszę Pana...Justin mimo aktualnej sytuacji nigdy nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Nawet jeśli by się pokłócili, to i tak skoczy za nią w ogień. Ja tak samo. Może Pan być spokojny.
-Boję się, że ją stracę...tak jak straciłem Monicę.
-Jeszcze dużo czasu minie, zanim się pożegnacie...- Nie wiedziałam kompletnie co robić. Wejść do pokoju teraz i przyłączyć się do tej rozmowy, czy głośniej zejść ze schodów, żeby dać im znak, że idę? Mój tata się o mnie martwi. Zostałam mu tylko ja. Znaczy...ma jeszcze Hailey. Jestem jego jedyną córką, to oczywiste, że boi się, że go opuszczę. Po śmierci mamy zaczął dawać mi szczególną dawkę miłości rodzicielskiej. Po powrocie do domu, oleję Hailey, Justina i kogokolwiek, kto będzie chciał poświęcić ze mną swój jakże cenny czas, i po prostu spędzę z tatą kilka dni. Może nawet wreszcie zabierzemy się za ten remont. Postanowiłam więc wybrać opcję numer dwa i po prostu udawać, że nie słyszałam tej rozmowy. Stawiałam na schodach cięższe kroki, w dodatku postanowiłam pogrzebać bezsensu w torbie, że niby czegoś szukam.
-Ohh...jest.- Wyjęłam z niej telefon, uśmiechając się dumnie. Dwie pary oczu skierowane były ku mojej osobie.- Idziemy? Bieber już czeka..- Pokazałam im wiadomość od chłopaka. Przyjaciółka chwilę później stała obok mnie.
-Bawcie się dobrze! Uważajcie!- Tata jeszcze krzyknął, na pożegnanie. Odwróciłam się, uśmiechnęłam szczerze i pomachałam. Po chwili zniknęłam za drzwiami. Zostałam oślepiona przez flesze aparatu. Paparazzi. Przecież Justin dla mnie jest przyjacielem, ale dla nich...to JUSTIN BIEBER! Piosenkarz...gwiazda...W dodatku jego sytuacja życiowa nie pozwala im nie zrobić choć jednego zdjęcia! Kiedy się ocknęłam, ruszyłam biegiem do auta Biebera, który ruszył od razu, kiedy tylko zamknęłam drzwi.

-Kurwa!- Zgaduję, że chłopak się zdenerwował. Justin jechał coraz szybciej. Nie powiem, lubiłam szybką jazdę, ale nie w terenie zabudowanym!! Chciał zgubić fotografów, którzy chyba dawno go nie widzieli...albo to ja nie widziałam dawno ich...W każdym bądź razie jazda nie była przyjemna, ale ufałam mu i wierzyłam że dojedziemy cali.
Byliśmy na miejscu, dziewczyna nie czekając na nic, pożegnała się ze mną i Bieberem, odbierając przy tym kluczyki do swojego auta. Po czym odjechała. My mięliśmy jeszcze chwilę wolnego więc weszliśmy do domu Justina, który jeszcze ogarnął coś u siebie w pokoju.
Wyścig zaczynał się o 20:30. Justin chciał być tam przed czasem więc jak tylko się ogarnął wyszliśmy z domu. Bieber pobiegł do garażu, chwilę później wyjechał z niego srebrnym Nissanem Skyline GTR. Z takim autem Justin nie może być ostatni w tym wyścigu. Bieber widząc moja minę uśmiechnął się szeroko. Nie czekając długo wsiadłam do tego cudownego wozu.
Dojechaliśmy na miejsce w niecałe 10 minut. Na ogromnym placu dość daleko od miasta, było tysiące ludzi. Było dość jasno ze względu na światła i neony, głośno bo każdy tutaj z kimś rozmawiał, silniki aut warczały, skąpo ubrane dziewczyny pucowały prawie każde auto. Większość chłopaków tutaj było umięśnionych. Kilkudziesięciu zwracało uwagę na wyzywające pozy dziewczyn które pewnie czekają na jakieś komentarze lub gwizdy. Kiedy Justin zatrzymał auto na swoim miejscu - obok jego kumpli którzy już na niego czekali - zbiegło się pare dziewczyn, które już zaczęły robić swoje. Kilka z nich nawet kleiły się do Biebera. Patrzyłam na to z obrzydzeniem...czułam się...zazdrosna?
-Mia!- Usłyszałam znany mi głos, gdzieś za mną.
-Tyler!- Przytuliłam chłopaka.- Bierzesz udział? Czy towarzyszysz?
-Dzisiaj towarzyszę. Następnym razem. Moje auto jest trochę...uszkodzone.- Zaśmiałam się. Wyobraziłam sobie jak to auto musi wyglądać.
-Znacie się?- Dołączył do nas Bieber.
-Tak...poznaliśmy się na plaży
- Rzeczywiście fajne miejsce...- Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji.- Niedługo się zacznie. Chodź.- dodał po chwili i pociągnął mnie za sobą.- Będziesz mi kibicować?- Pokiwałam twierdząco głową.- Spoko, nic ci się tu nie stanie. Ludzie wiedzą, że jesteś tu ze mną więc nie masz się czego bać Shawty.-Chłopak pocałował mnie w czoło.- Muszę jechać.- Pstryknął w stronę chłopaków, którzy po chwili pojawili się dookoła mnie. Spodobało mi się, że miałam taka obstawę, ale ufałam tu tylko dwóm z ośmiu. Nie ukrywałam, bałam się trochę tego wyścigu. Nie wiedziałam co może się stać. Nie wiedziałam kim są ludzie na tym placu, kto jest spoko, a kto nie, kto jest wrogiem Justina, a kto jest w jego "teamie". Dowiem się tego od Justina niedługo. Teraz skupiłam się na wyścigu i trzymałam kciuki za wygraną Biebera.
Blond włosa, szczupła blondynka z dużymi piersiami i wyrobionym tyłkiem wyszła na środek wyznaczonej trasy, na przeciw czterech niesamowitych i ulepszonych wozów. Justin był trzeci od lewej strony. Dziewczyna odpięła swoją koszulę.
-Gotowi?!- Na te słowa ryk silników był jeszcze głośniejszy.- Trzy!- Zdjęła koszulę- Dwa!- Uniosła ją do góry.- Jeden!- Odwróciła się w stronę trasy, nadal trzymając koszulę w górze.- Start!

Rozdział 3

Około setka osób wychyliła się zza mebli. Byłam przestraszona, wściekła, ale gdzieś we mnie tkwiła radość i szczęście. Nikt nigdy nie zrobił mi czegoś takiego, to naprawdę miłe. No i Hailey zadziwiła mnie swoim talentem aktorskim. Baldwin jest bardzo inteligentna, ale nie często można to zauważyć, głównie przez jej teksty i zachowanie. Wzrokiem szukałam Justina, bo to on za to wszystko odpowiadał. Chciałam mu podziękować za sam ten pomysł, za wykonanie, że wszystko wyszło idealnie, a ten chłopak, który za mną szedł naprawdę się spisał. W sumie nawet nie wiedziałam z jakiego powodu ta "niespodzianka". Nie mam urodzin, w najbliższym czasie... no i nie miałam.
Głośna muzyka rozbrzmiała po całym domu, nie czekając dłużej aż tłum roztańczonych nastolatków mnie ztaranuje lub co gorsza ktoś zachce ze mną zatańczyć, ruszyłam przed siebie przepychając się przez ludzi. Trafiłam do kuchni. Pełnej plastikowych kubeczków a dookoła jeszcze więcej przeróżnych alkoholi. Jednak wódki było chyba najwięcej. Nie było tu jeszcze ludzi, jednak wolałam opuścić to pomieszczenie bo impreza dopiero się zaczęła więc zaraz połowa się tu zleci. Weszłam na piętro. Sprawdzałam po kolei każdy pokój. W jednym jest pełno torebek dziewczyn, kurtek i bluz więc to pomieszczenie pewnie służyło jako "szatnia". W nastepnym jakaś para, zgaduję że pod wpływem narkotyków oraz alkoholu, nawet nie zwracając na mnie uwagę całowała się, rozbierając przy tym. Stwierdziłam że to dla mnie zbyt wiele więc po prostu wyszłam. Kolejny pokój był cały zadymiony. Zapach ten był mi dość znany. Marihuana. To bardzo specyficzny zapach, inny od tytoniu. A nawet zdrowszy. Od samego dymu zakręciło mi się w głowie, chciałam wyjść, jednak musiałam sprawdzić kto kryje się za tymże dymem, mógłby to być Jus Szłam przed siebie jakby we mgle. Z każdym oddechem dym wlatywał do moich płuc, byłam pewna że kiedy wyjdę, będzie mi do śmiechu. Dotarłam do łóżka. Było tam pięciu chłopaków, roześmianych i nieco przymulonych. Niestety śmiałam się razem z nimi. Patrzałam na ich twarze jednak nie było tam Biebera. Byłam zbyt roześmiana, więc oddychałam częściej i głębiej przez co dym pojawiał się w moich płucach w większej ilości. Juź złapałam za klamkę, kiedy jeden z nich mnie zatrzymał. Odwróciłam się. Brunet, całkiem przystojny, równie roześmiany co ja, podał mi jedno z ich " skarbów" nie odmówiłam i porządnie się zaciągnęłam. Przez pięć sekund trzymałam w płucach dym, po czym uśmiechnięta od ucha do ucha wypuściłam go. Chłopak odtworzył mi drzwi i machnął ręką ku wyjściu niczym gentelman. Wyszłam więc, kontynuowałam moją przygodę szukania właściciela tego domu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nigdzie go nie było, postanowiłam poszukać go na dworze, jednak najpierw pokierowałam się do kuchni by zabrać ze sobą kubek pełen alkoholu. Ku mojemu zdziwieniu znajdowała się tam moja przyjaciółka.
- Mia! Tu jesteś! - Uśmiechnęła się. Nie chciałam żeby zauważyła moje zapewne powiększone źrenice więc poprosiłam ją by zrobiła mi drinka. Baldwin podała mi plastikowy kubek pełen trunku. Wzięłam łyk i kiwnęłam twierdząco, na znak że dobre. -Tylko Ty nie pij! Nie wiem czy znajdziemy kierowcę!- Ostrzegłam ją.
Kiedy miałam już coś w ręce mogłam wyjść na dwór. Przed domem również go nie było więc ostatnim miejscem które mi zostało było podwórko na tyłach domu. Obrazu tam ruszyłam. Słyszałam śmiechy. On musiał tam być.
- Justin?- Zapytałam dochodząc do celu. Przez głośne śmiechy jednak nikt mnie nie usłyszał.- Hej.- Powiedziałam po czasie. Doczekałam się chwili ciszy więc postanowiłam ją przerwać, zanim zrobiłby to ktoś inny.
-Witaaam!- Jakiś chłopak pod wpływem alkoholu postanowił przywitać się pierwszy.
- Cześć. - Powiedziałam krótko.
- Podobała się niespodzianka?- Justin ruszył w moją stronę.
- Wiesz...nie musiałeś zapraszać tylu ludzi, planować takiej akcji...Myślałam że to zwykłe spotkanie, z alkoholem ale jednak. Ale mimo to szukałam cię po całym domu żeby Ci podziękować. W sumie...z jakiej to w ogóle okazji?- Miliard słów wyszło z moich ust.
- To nie był mój pomysł.- Powiedział.
- A czyj?- Zdziwiłam się.
-Maejor'a...- Wskazał na chłopaka obok, który uśmiechnął się szczerze.
-W takim razie dziękuję. -Odwzajemniam uśmiech.- Ale nadal nie wiem... dlaczego to wszystko?
-Bo wróciłaś. Imprezka powitalna! Justin nam dużo o tobie opowiadał, poza tym już dawno nie mieliśmy żadnej imprezy więc to jest też idealna okazja.- Wytłumaczył Maejor. Nie wiedziałam co powiedzieć. Koledzy Justina urządzają jakieś przyjęcia. To moje pierwsze spotkanie z nimi, a skoro mam już taką okazję to wykorzystam ją. Pogadam z nimi, spędzę czas. Nigdy nie chciałam oceniać ludzi po wyglądzie i "plotkach" więc zacznę działać.
- Jejku...w takim razie dziękuję.
-I jak się bawisz?- Dodał czarnoskóry chłopak z którym chyba miałam przyjemność rozmawiać przez telefon. Miał dredy, mimo wieczoru, miał okulary przeciwsłoneczne, a na zębach złote nakładki?
- Cóż...nijak.- Stwierdziłam po chwili.
- Co to znaczy? Masz alkohol i się nie bawisz?
- Jak widać wypiłam i wypaliłam za mało żeby...
- Paliłaś?- Przerwał mi Justin.
-Tak...Zabronisz mi palić?- Zacytowałam go.
-Owszem.- Po chwili namysłu odpowiedział.
- Robię ze sobą co chcę Bieber. Miłej zabawy.-Lekko wkurzona wróciłam do domu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Poczułam uścisk na nadgarstku, po czym ktoś pociągnął mnie z powrotem na dwór.
- Czego chcesz...- Mruknęłam.
- Przepraszam.
-Za co?
- Już rozumiem. Martwię się o ciebie, tak jak ty o mnie, dopiero teraz to zauważyłem. Przepraszam. Proszę, zrób to dla mnie i spędź z nimi trochę czasu. Chodź, przejdziemy się. - Justin pociągnął mnie w stronę drzwi frontowych. Wygrałam. Udało mi się zdobyć chwilę, na poważną i dłuższą rozmowę. Brawo ja!
-Musisz mi wyjaśnić kilka rzeczy Jus.
- Nie mam innego wyjścia M. Mów.
- Naprawdę im ufasz? Nie myślisz że oni chcą cie jakoś wykorzystać. Justin chciałeś od zawsze śpiewać, masz mega karierę, przez co media wiedzą o twoich wybrykach. Nie przeszkadza ci to? Kurde...
- Na początku tak myślałem, ale wiesz...z czasem jednak...kiedy spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem to poznałem ich. Są serio spoko, dlatego ciągle ci mówię żebyś zrobiła to samo. Zobaczysz czym się zajmują. To dla mnie też było chore, wyścigi, imprezy...czad.
- A pomyślałeś o Beliebers?- Chłopak zamilkł. - Tak myślałam. Wejdź na Twittera. Martwią się, boją się o ciebie. Justin dobrze...spędzę z wami trochę czasu, ale wiedz, że nie zaufam im tak jak ty. Zmienili Cię. To nie jest ten sam Justin. Ale gdzieś tam- Zastukałam palcem w jego klatkę piersiową - Jesteś dawny ty. Pomogę ci, jeśli będzie trzeba. - Nie powiedziałam mu wszystkiego, ale na to będzie jeszcze czas. Teraz wystarczy pobyć trochę z nimi.
Nie lubiłam takich rozmów, wszystko się powtarza, mówimy sobie to samo, przytakujeny a i tak nic się nie dzieje. Czekam na ten moment aż coś się wydarzy, coś wyjdzie na jaw. Narazie jak widać nic na to nie wskazuje.
-Mia...-Chłopak przerwał długą ciszę.
-Hmm?- Nie patrzałam na niego, mój wzrok przykuły brudne, szare nike tanjun, które już dawno powinnam umyć.
- Jutro jest wyścig. Chcesz mi towarzyszyć? - Powiedział wprost. Lubiłam takie rzeczy, ale w filmach. Nigdy bym nie pomyślała że będę miała okazję uczestniczyć w wyścigach ulicznych. Oczywiście jako osoba towarzysząca. A z drugiej strony... pewnie chłopaki też tam będą, a miałam ich poznać. No cóż. Zgodziłam się.
Na twarzy przyjaciela pojawił się szczery uśmiech, przez który i ja automatycznie się usmiechnełam.
-Co?- Spytał ukazując rząd białych zębów.
-Nic, tylko...strasznie się cieszę że cię mam.- Przytuliłam chłopaka, który po chwili również mnie objął. - Strasznie tęskniłam.
-Ja też M.
- Piłeś? - Spytałam od tak.
-Tak, a co?
-Wiem, że to wszystko się dopiero zaczęło ale...chciałabym wrócić do domu.
- A Hailey?
-Pewnie i tak wypiła. Zgaduję że znajdziesz ją rano gdzieś w krzakach...całą zarzyganą...
- Doobra...Zapytam chłopaków. -Na ostatnie słowa serce podeszło mi do gardła. Owszem rozmawialiśmy o spotkaniach i wgl...ale nie spodziewałam się że on przyjmuje to na luzie...I tak szybko to ruszy. Miałam nadzieję że każdy z nich wypił dużą ilość alkoholu i nie jest w stanie prowadzić.
-Yo! Ryan! Piłeś? - Na moje nieszczęście chłopak zaprzeczył. - Odwieziesz M do domu?
-Hailey też...-Dodałam szybko. Justin jedynie kiwnął twierdząco głową.
-Co? Przecież dopiero co się wszystko zaczęło.- Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 20:28.
-Okay...zostaniemy do dziewiątej. Tylko proszę nie pij.-Chłopak uniósł ręce ku górze w geście obronnym. Ryan wydaje się być spoko, jednak pozory mylą. Potrzebuję czasu.
Weszłam do domu Biebera. Pijani, spoceni ale rozbawieni ludzie tańczyli w rytm muzyki. W powietrzu czuć było alkohol, tytoń...Nie przeszkadzało mi to, jednak trochę utrudniało szukanie przyjaciółki. Rozpraszało mnie.
Weszłam do kuchni -tam gdzie ją ostatnio widziałam. Nie było jej. Westchnęłam uświadamiając sobie, że muszę jej szukać. Ona może być wszędzie.
-Hailey? -Podeszłam do drzwi łazienki. Były zamknięte. -Ley, jesteś tam?- Po chwili drzwi się otworzyły a moim oczom ukazała się blondynka. Wycierała dłonią mokre od łez oczy, oraz usta.
Nie powiem przestraszyłam się.
-Mogłam nie mieszać.-Odetchnęłam z ulgą i usmiechnełam się szeroko.
-Chodź na dwór, świeże powietrze dobrze ci zrobi.- Wyprowadziłam przyjaciółkę na zewnątrz, gdzie jej organizm dokończył swoje. Dziewczyna ledwo trzymając się na nogach kierowała się w stronę swojego wozu.
- Sory że ci przerywam to trudne zadanie ale...co ty robisz?- Patrzałam na Baldwin nieco przerażona aczkolwiek wiedziałam że w takim stanie nawet nie usiądzie za kółkiem. Jeśli w ogóle uda jej się otworzyć wóz. Westchnęłam tylko i poszłam po nią.- Skończyłaś? To fajnie, tak się składa że mamy kierowcę.- Pomogłam Hailey usiąść na chodniku. Chodnik po prostu wydał mi się mało niebezpieczny. Nie spadnie z niego, a nawet sobie poleży. Mając nadzieję że nie będę żałowała zostawiając jej tutaj samej, szybkim krokiem ruszyłam za dom, po Ryana czyli naszego kierowcę. Chłopak był gotowy, Justin jeszcze tylko złapał go za ramię i mówił dość poważnie co sądziłam po minie. Ryan przytaknął stanowczo i razem wróciliśmy do prawie nie żywej blondynki leżącej na samym środku chodnika. Ostrożnie a zwinne wpakowaliśmy ją na kanapę samochodową i sami zajęliśmy miejsca z przodu. Zapiełam pas, Ryan tego nie zrobił, ale nie będę mu zwracała uwagi. Nie znałam go nie wiem jak reaguje na uwagi. Wydaje się być w porządku. Myślę że można mu ufać.
- Justin podał ci adres?- Chciałam przerwać panującą ciszę, więc wymyśliłam coś...akurat?
-Taa...Tylko jeszcze wstąpimy do Bola.- Odpowiedział.
-Kto to jest Bolo? Jeśli mogę wiedzieć.
- Nasz diler. - Więcej już nic nie mówiłam. Przez resztę podróży kompletna cisza i ciche chrapnięcie Hailey nie przeszkadzało mi ani trochę.
Dojechaliśmy na miejsce. Brunet pomógł mi wyciągnąć blondynkę z wozu. Podziękowałam grzecznie za odwiezienie i pomoc przy dziewczynie na co on puścił tylko oko i uśmiechnął się lekko a szczerze. Jeden z głowy...jeszcze siedmiu.
Hailey pół przytomna jako tako pomagała mi wejść do domu. W środku było ciemno więc albo taty nie było, albo już spał. Jakoś weszliśmy na piętro, położyłam przyjaciółkę na podłodze i przykryłam kocem, sama natomiast poszłam do łazienki po czym z wielką radością wskoczyłam do łóżka.
____________________________________________________________________
Jakoż że dawno nie było, dodaję nawet krótki.
Rozdział mi się nie podoba, ciągle to samo...
Kompletnie nie mam weny więc rozdziały będą...kiedy będą.
Będą lepsze, obiecuję.
Komentarze mile widziane!
/Simba