piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 4

Obudziłyśmy się trochę po jedenastej. A konkretnie obudziły nas zapachy gotującego się zapewne obiadu.
Niechętnie wyszłam z ciepłego łóżka i podeszłam do okna. Zwinęłam siwe rolety, po chwili słońce wleciało śmiało do pokoju oślepiając mnie jak i Hailey która automatycznie mruknęła. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. Miała bez wątpienia kaca. Zapach dochodzący z dołu nie pozwalał mi się na niczym skupić. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam z szafy czarny T-Shirt z szarym nadrukiem, jasne podarte jeansy i bieliznę, następnie weszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek.
-Wstawaj!- Rzuciłam w przyjaciółkę pudełkiem aspiryny. Dziewczyna jedynie jęknęła z bólu jaki jej sprawiłam głośnym krzykiem...i zapewne pudełkiem leku który trafił ją w głowę.- Czekam na dole pijaku.
- Dzień dobry.- Powiedziałam do taty, wchodząc do kuchni.- Co tam robisz?
- Ryż z warzywami. Twoje ulubione.
-O jaaaa!- Pobiegłam do taty niczym na obcasach i przytuliłam.- Kiedy gotowe?- Spytałam nie wiedząc czy jest sens robić jakieś późne śniadanie.
- 15 minut.- Wskazałam "okejkę" po czym nalałam wody do szklanki i postawiłam na stole czekając na przyjaciółkę. Jakiś czas później zeszła. Widząc przezroczystą ciecz od razu otworzyła pudełko z lekiem wrzucając dwie tabletki które po chwili zaczęły musować. Biedna złapała się za głowę. Dźwięk smażonych warzyw i mięsa sprawiał jej ból. Nie powiem rozbawił mnie ten widok. Odrazu przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Trzeba odebrać auto. No i dzisiaj jadę z Justinem na te wyścigi. Wcale mi się nie chciało. Ale może wydarzy się coś ciekawego? Od czasu mojego przyjazdu nie miałam okazji pobyć tylko z tatą. Obejrzeć filmy, obejść się popcornem, pogadać na dziwne tematy, albo wyjść na zakupy. Te ciuchowe. Te w których córki przymierzają ciuchy a ojcowie decydują i płacą. Brakowało mi tego. Mam nadzieję że najbliższe dni będę mogła poświęcić właśnie tacie.
Nasze leżakowanie w salonie przed telewizorem przerwał charakterystyczny dźwięk smsa
OD: Justin
Mam nadzieję że nie zapomniałaś o dzisiejszym wyścigu. Będę po ciebie o 20:00. Do zobaczenia Shawty.
Shawty...lubił tak do mnie mówić. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, a nawet...było to całkiem urocze.
-Kto to?- Spytała blondynka.
-Justin...napisał, żebyś nie zapomniała o aucie.- Skłamałam. Nie chciałam jej oszukiwać ale nie mogę jej ze sobą zabierać. Ona jest typem imprezowiczki. Kto wie jakby to się skończyło.
-Cholera!- Dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
-Obiad!- Chwilę później zawołał tata.Ucieszyłam się. Strasznie lubiłam to danie. Było idealne! Nie czekając na przyjaciółkę wybiegłam z pokoju, parę sekund później siedziałam już przy stole. Moje zachowanie przypominało 5 latka, ale tata uśmiechnął się szeroko, przez co nie czułam  się niepewnie ani trochę.
~*~
Dochodziła piętnasta, nie mając pojęcia co robić postanowiłyśmy pójść na plażę. Do zachodu jeszcze kilka godzin, ale to nas nie zatrzymuje. Pobiegłam do pokoju spakować potrzebne rzeczy i przebrać się w krótkie spodenki. Wychodząc powiedziałam tacie gdzie idziemy, oraz że wychodzę z Justinem o 20 i będę u niego spała. Nie miał nic przeciwko, jednak wiem, że wolałby spędzić ten czas ze mną. Też bym w sumie tak wolała, jednak nie wypada odmówić.
Na plaży było prawie pusto, na prawo grupka studentów rozpaliła ognisko, słychać było muzykę i głośne śmiechy. Widać dobrze się bawili. Na lewo zakochana para szła wzdłuż brzegu, gdzieś dalej jakaś pani bawiła się z psem. Usiadłyśmy "na tyłach" plaży, nie rozmawiałyśmy. Po prostu patrzyłyśmy się tępo na ludzi, morze, mewy, popijając mrożoną kawę za 3 dolary, kupioną w barze na plaży. Bawiłyśmy się piaskiem jak małe dzieci.
-Pamiętasz tamte klify?- Hailey przerwała nam tę ciszę. Wskazała na strome klify po prawej stronie. Skakał z nich jakiś chłopak.- Też tak skakałyśmy. Wtedy o mało co się nie zabiłam- Zachichotała cicho. Przytaknęłam jedynie na słowa blondynki.
-A pamiętasz tam- wskazałam na lewo- Kiedyś były tam konie. Zawsze kiedy tu przychodziłyśmy, wypożyczałyśmy dwa, ja czarnego, ty białego. Zawsze. Szkoda że już ich nie ma.- Teraz Baldwin przytaknęła. Siedziałyśmy tak wspominając nasze dzieciństwo. Kiedy Ley budowała babki z piasku a Justin je zdeptał. Hailey płakała, a ja goniłam Biebera. W końcu sam się przewrócił a ja włożyłam mu garść piasku do buzi.
To były cudowne czasy, szkoda że już nie wrócą.
Godzina wskazywała 19:17. Musiałam wracać żeby zdążyć na czas. Co prawda przebierałam tylko spodenki spowrotem na poprzecierane jeansy i ewentualnie poprawię makijaż i kucyk. Znając mnie wyrobię się idealnie na przyjazd Justina. Wstałam więc i otrzepałam się z piasku.
-Sorka...- powiedziałam czując na sobie ciężar i ciepło innego człowieka.
-Spoko.- Był to przystojny, wysoki brunet. Mam wrażenie że już go kiedyś spotkałam.
-Ummm...czy my się kiedyś  nie...
-Imprezka u Biebera? -Przerwał mi. Miał delikatny głos jak na faceta, ale pasował mu.
-A...może- zmrużyłam oczy chcąc przypomnieć sobie tamten wieczór.
-Jestem Tyler. -Chłopak podał mi rękę.
-Malia- Odwzajemniłam uścisk.- Jesteś w tej jego grupce?- Powiedziałam prosto z mostu, ale chyba nie przeszkadzały mu moje bezpośrednie pytania i wypowiedzi.
-Tak. Jestem jednym z ośmiu.- Zaśmiał się cicho. Kolejny wydaje się być w porządku.-Dzisiaj jest wyścig. Będziesz?- modliłam się żeby Hailey tego nie słyszała. Odwróciłam się dla bezpieczeństwa. Dziewczyna stała przy barze uważnie mnie obserwując.
-Tak...właśnie idę się szykować. A ty będziesz?- Czułam się jakbym rozmawiała ze starym znajomym.
-Zawsze jestem.- Odpowiedział. Cały czas się lekko uśmiechał, patrząc mi głęboko w oczy.-W takim razie..do zobaczenia.- Przytaknęłam jedynie i razem z Baldwin ruszyliśmy do domu.
-Kto to był? Idziesz gdzieś dzisiaj?- Zadawała pytania jedno po drugim.
-Tak, kolega Justina, tak wychodzę.
-Gdz...
- Do Justina. Ty idziesz ze mną, ale ja zostaję.- Odpowiadałam zanim skończyła a nawet zaczęła pytania.
-Po...
- Ty odbierasz auto, ja wychodzę z Justinem.
-Dlaczego...
- Bo chcę z nim pogadać na sama wiesz jaki temat.- Znowu skłamałam. Gdybym powiedziała jej o wyścigu pewnie wkręciłaby się jakoś i nie dawała spokoju do końca życia.
-Ughh...znowu zawracasz mu dupę, zamiast cieszyć się powrotem. Dziewczyno wyjdźcie gdzieś i spędźcie miło czas nie gadając tylko o jednym. Czaisz? Jutro wieczorem albo po jutrze rano zadzwonię i zdasz mi relacje a teraz idziemy do domu.- Biedna dziewczyna nie miała zielonego pojęcia jak jest. Ale wolę kiedy jest nieświadoma swojej wiedzy.
Nim się obejrzałyśmy byliśmy pod domem. Zaczęło się ściemniać, robiło się chłodno. Ponownie zmieniłam swój outfit, poprawiłam makijaż i fryzurę, spakowałam do torby potrzebne mi rzeczy. Schodząc po schodach usłyszałam rozmowę Hailey z moim tatą.
-Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się o nią martwię.-
-Nie ma potrzeby Panie Blue...
-Za każdym razem gdy wychodzi, z Justinem, czy nawet z Tobą, zaczynam myśleć, że może już nie wrócić...
-Proszę Pana...Justin mimo aktualnej sytuacji nigdy nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Nawet jeśli by się pokłócili, to i tak skoczy za nią w ogień. Ja tak samo. Może Pan być spokojny.
-Boję się, że ją stracę...tak jak straciłem Monicę.
-Jeszcze dużo czasu minie, zanim się pożegnacie...- Nie wiedziałam kompletnie co robić. Wejść do pokoju teraz i przyłączyć się do tej rozmowy, czy głośniej zejść ze schodów, żeby dać im znak, że idę? Mój tata się o mnie martwi. Zostałam mu tylko ja. Znaczy...ma jeszcze Hailey. Jestem jego jedyną córką, to oczywiste, że boi się, że go opuszczę. Po śmierci mamy zaczął dawać mi szczególną dawkę miłości rodzicielskiej. Po powrocie do domu, oleję Hailey, Justina i kogokolwiek, kto będzie chciał poświęcić ze mną swój jakże cenny czas, i po prostu spędzę z tatą kilka dni. Może nawet wreszcie zabierzemy się za ten remont. Postanowiłam więc wybrać opcję numer dwa i po prostu udawać, że nie słyszałam tej rozmowy. Stawiałam na schodach cięższe kroki, w dodatku postanowiłam pogrzebać bezsensu w torbie, że niby czegoś szukam.
-Ohh...jest.- Wyjęłam z niej telefon, uśmiechając się dumnie. Dwie pary oczu skierowane były ku mojej osobie.- Idziemy? Bieber już czeka..- Pokazałam im wiadomość od chłopaka. Przyjaciółka chwilę później stała obok mnie.
-Bawcie się dobrze! Uważajcie!- Tata jeszcze krzyknął, na pożegnanie. Odwróciłam się, uśmiechnęłam szczerze i pomachałam. Po chwili zniknęłam za drzwiami. Zostałam oślepiona przez flesze aparatu. Paparazzi. Przecież Justin dla mnie jest przyjacielem, ale dla nich...to JUSTIN BIEBER! Piosenkarz...gwiazda...W dodatku jego sytuacja życiowa nie pozwala im nie zrobić choć jednego zdjęcia! Kiedy się ocknęłam, ruszyłam biegiem do auta Biebera, który ruszył od razu, kiedy tylko zamknęłam drzwi.

-Kurwa!- Zgaduję, że chłopak się zdenerwował. Justin jechał coraz szybciej. Nie powiem, lubiłam szybką jazdę, ale nie w terenie zabudowanym!! Chciał zgubić fotografów, którzy chyba dawno go nie widzieli...albo to ja nie widziałam dawno ich...W każdym bądź razie jazda nie była przyjemna, ale ufałam mu i wierzyłam że dojedziemy cali.
Byliśmy na miejscu, dziewczyna nie czekając na nic, pożegnała się ze mną i Bieberem, odbierając przy tym kluczyki do swojego auta. Po czym odjechała. My mięliśmy jeszcze chwilę wolnego więc weszliśmy do domu Justina, który jeszcze ogarnął coś u siebie w pokoju.
Wyścig zaczynał się o 20:30. Justin chciał być tam przed czasem więc jak tylko się ogarnął wyszliśmy z domu. Bieber pobiegł do garażu, chwilę później wyjechał z niego srebrnym Nissanem Skyline GTR. Z takim autem Justin nie może być ostatni w tym wyścigu. Bieber widząc moja minę uśmiechnął się szeroko. Nie czekając długo wsiadłam do tego cudownego wozu.
Dojechaliśmy na miejsce w niecałe 10 minut. Na ogromnym placu dość daleko od miasta, było tysiące ludzi. Było dość jasno ze względu na światła i neony, głośno bo każdy tutaj z kimś rozmawiał, silniki aut warczały, skąpo ubrane dziewczyny pucowały prawie każde auto. Większość chłopaków tutaj było umięśnionych. Kilkudziesięciu zwracało uwagę na wyzywające pozy dziewczyn które pewnie czekają na jakieś komentarze lub gwizdy. Kiedy Justin zatrzymał auto na swoim miejscu - obok jego kumpli którzy już na niego czekali - zbiegło się pare dziewczyn, które już zaczęły robić swoje. Kilka z nich nawet kleiły się do Biebera. Patrzyłam na to z obrzydzeniem...czułam się...zazdrosna?
-Mia!- Usłyszałam znany mi głos, gdzieś za mną.
-Tyler!- Przytuliłam chłopaka.- Bierzesz udział? Czy towarzyszysz?
-Dzisiaj towarzyszę. Następnym razem. Moje auto jest trochę...uszkodzone.- Zaśmiałam się. Wyobraziłam sobie jak to auto musi wyglądać.
-Znacie się?- Dołączył do nas Bieber.
-Tak...poznaliśmy się na plaży
- Rzeczywiście fajne miejsce...- Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji.- Niedługo się zacznie. Chodź.- dodał po chwili i pociągnął mnie za sobą.- Będziesz mi kibicować?- Pokiwałam twierdząco głową.- Spoko, nic ci się tu nie stanie. Ludzie wiedzą, że jesteś tu ze mną więc nie masz się czego bać Shawty.-Chłopak pocałował mnie w czoło.- Muszę jechać.- Pstryknął w stronę chłopaków, którzy po chwili pojawili się dookoła mnie. Spodobało mi się, że miałam taka obstawę, ale ufałam tu tylko dwóm z ośmiu. Nie ukrywałam, bałam się trochę tego wyścigu. Nie wiedziałam co może się stać. Nie wiedziałam kim są ludzie na tym placu, kto jest spoko, a kto nie, kto jest wrogiem Justina, a kto jest w jego "teamie". Dowiem się tego od Justina niedługo. Teraz skupiłam się na wyścigu i trzymałam kciuki za wygraną Biebera.
Blond włosa, szczupła blondynka z dużymi piersiami i wyrobionym tyłkiem wyszła na środek wyznaczonej trasy, na przeciw czterech niesamowitych i ulepszonych wozów. Justin był trzeci od lewej strony. Dziewczyna odpięła swoją koszulę.
-Gotowi?!- Na te słowa ryk silników był jeszcze głośniejszy.- Trzy!- Zdjęła koszulę- Dwa!- Uniosła ją do góry.- Jeden!- Odwróciła się w stronę trasy, nadal trzymając koszulę w górze.- Start!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz